Home | Wiadomości | Konkursy | Czarodziejski Maj: rozwiązanie konkursu literackiego

Czarodziejski Maj: rozwiązanie konkursu literackiego
Ten tekst przeczytasz w 3 minut

Oto historia śmiałka, który zdobył… Czarodziejski Labirynt :)

Jam jest Ragnar, syn Sigurda, zwany niegdyś Łamaczem Tarcz. Oto jest moja saga o wyprawie po Skarb Labiryntu. Oby stała się przestrogą dla innych młodych głupców, żądnych złota i chwały.

Wypłynęliśmy pewnego marcowego ranka w trzy łodzie pełne bitnych mężów, omamionych legendą opowiedzianą przez ślepego skalda i po trzech dniach na morzu zakotwiczyliśmy u Wrót Labiryntu. Czym jest Labirynt? To olbrzymia połać gładkich skał, wynurzających się z morza na sto stóp wzwyż, poprzecinanych siecią krzyżujących się kanałów; to szerokich na tyle, że nasze łodzie mogły płynąc obok siebie, to znów tak wąskich, że musieliśmy wciągać wiosła z obawy przed ich połamaniem. Wszyscy słyszeliśmy historie o ukrytych rafach oraz potworach zasiedlających plątaninę odnóg, choć nie wiem, skąd brały się te opowieści, jako że nikt z tych, którzy kiedykolwiek zapuścili się do wnętrza Labiryntu nie powrócił między żywych. I choć w domu, przy ogniu w wielkiej hali śmialiśmy się z tych opowieści, to gdy patrzyliśmy na masywne, poszarpane Wrota, na pokładach panowała przesycona lękiem cisza. Kazałem wydać załodze mocno sycone piwo, a Sverri i Thorvald zrobili to samo na swoich łodziach, po czym złożyliśmy ofiary Aegirowi i Ran i wpłynęliśmy prosto w paszczę śmierci.

Cóż mogę rzec o naszej podróży, co nie byłoby uznane za brednie szaleńca? Płynęliśmy wiele dni, jednak czas w Labiryncie płynie inaczej, bo gdy wreszcie wydostałem się z tego piekła, moje włosy i broda były siwe, a dzieci zostawione w domu okazały się dorosłe. Inne było również niebo, na którym nie było znanych gwiazd. Nie wiem więc, czy płynęliśmy na północ czy na południe. Może kręciliśmy się wciąż w kółko, dopóki Labirynt nie pozwolił nam odnaleźć drogi? Nie potrafię powiedzieć, gdyż skalne ściany wyglądały wszędzie tak samo. Na noc wiązaliśmy statki do siebie, ale mimo to trzeciego dnia rano łódź Sverriego znikła bez śladu. Lina grubości męskiego ramienia była zerwana, a nocna straż nie usłyszała najmniejszego dźwięku. Nie zobaczyliśmy już więcej naszych towarzyszy. Być może do dziś płyną po tej przeklętej matni, szukając wyjścia.

Thorvald zatonął wraz z całą załogą dwa dni później, gdy ze ścian zaczęły spadać na pokład kamienne golemy, przebijając łódź na wylot. Tych zaś, którzy próbowali wpław dostać się do nas, oplotły znienacka jakieś grube macki i wciągnęły pod wodę. W innym miejscu spotkaliśmy syreny, podobne raczej do tłustych, zębatych fok, których zawodzenie przeszywało głowę i odejmowało rozum. Na szczęście Głuchy Uwe, odporny na ich głosy, wystrzelał je z łuku, ale i tak dwóch ludzi umarło w drgawkach, tocząc krew z oczu, uszu i nosa. W jednej z odnóg widzieliśmy też wielkiego jaszczura, śpiącego na powierzchni wody, którego udało nam się bezpiecznie ominąć. Inny, mniejszy, ale za to o błoniastych skrzydłach, odpornych na groty naszych oszczepów, porwał wkrótce potem z pokładu młodego Svena.

Po wielu dniach, wypełnionych strachem i rozpaczą, natrafiliśmy wreszcie na wyspę, zamieszkałą przez trolle. Walka była krwawa i tylko czternastu z nas przeżyło, z czego pięciu zmarło wkrótce potem z ran, gdyż poczwary używały zatrutych ostrzy. Wyrżnęliśmy je jednak do nogi i wówczas, pośrodku wyspy, odnaleźliśmy w skale szczelinę, a w niej prowadzące w dół kamienne stopnie. Na ich końcu stał olbrzymi kufer pełen po brzegi złotych monet. Widocznie Labirynt uznał, że przeszliśmy jego próbę, a być może po prostu znudził się nami, bowiem gdy tylko odbiliśmy wraz z łupami od brzegu wyspy, za najbliższym zakrętem odnaleźliśmy wyjście. W momencie, gdy płacząc i śmiejąc się na przemian, przepływaliśmy przez Wrota, Bjorn, mój sternik, padł nagle martwy na pokład. Był ostatnią ofiarą Labiryntu, tak że było nas ośmiu spośród trzech załóg, którzy uszliśmy z życiem. Na morzu czekała nas jeszcze jedna klęska. Gdy otworzyliśmy kufer by podzielić złoto, naszym oczom ukazała się tylko sterta popiołu. Załoga obarczyła winą mnie i, prawdę rzekłszy, nie mogę ich winić. Wyrzucili mnie za burtę u wybrzeży Danii, ale sztorm, który rozszalał się w tym samym momencie, roztrzaskał drakkar, a mnie wyrzucił na brzeg. Tego dnia przysiągłem sobie nigdy już nie ruszać w morze. Oby bogowie zesłali mi szybko ukojenie w Walhalli, gdyż w tym życiu piętno Labiryntu nie pozwala mi zaznać spokoju.

Z przyjemnością ogłaszamy, że zwycięzcą w naszym konkursie jest Wojtek K. Serdecznie gratulujemy i prosimy o kontakt z redakcją (kontakt@gamesfanatic.pl). A pozostałym uczestnikom również dziękujemy za wspólną zabawę i przypominamy, że do 10 czerwca trwają jeszcze dwa konkursy: Dzień Dziecka oraz Kieszonkowy

 



Sponsorem konkursu jest Zielona Sowa. Serdecznie dziękujemy!

WordPress › Błąd