Mój ruch. Poskramiam Wodnego Giganta. Dzięki Trytonowi, za poskromienie wodnej istoty dostaję 2 niebieskie kamienie. Opłacam nimi koszt przywołania Wodnego Giganta. Dzięki Kappie za wydanie niebieskiego kamienia dostaję 2 punkty. Wodny Gigant zapewnia mi kolejne 2 niebieskie kamienie z efektu natychmiastowego. Dzięki nim przywołuję Posejdona, którego miałam na ręku z poprzednich rund. On dostarcza mi 12 punktów za moje 4 wodne karty oraz 2 punkty za zapłacenie niebieskimi kamieniami (ponownie umiejętność Kappy). Sprzedaję jeszcze smoka, dzięki któremu dostaję fioletowy kamień o wartości 6 (a dzięki Gigantowi właściwie jest wart 7). Skończyłam.
Witajcie w Dolinie Żywiołów
Dolina Żywiołów to dynamiczna gra karciana, oparta na 70 unikatowych kartach (a z dodatkiem nawet 98). Dążymy tu do zbudowania silniczka i wykręcania jak najefektowniejszych kombosów! Po Dolinie Żywiołów grasuje wiele stworzeń znanych nam (albo i nie) z legend, fantastyki i różnych mitologii (japońska, nordycka, irlandzka itd). Co więcej stworzenia te mają nieziemskie zdolności! Wystarczy tylko złapać i wykorzystać niektóre z nich, aby zostać najlepszym łowcą, poskramiaczem.. a w zasadzie wykorzystywaczem potworów. Brzmi trochę niehumanitarnie, ale nie słyszałam jeszcze, by któremuś potworowi stała się krzywda ;)
Finalnie chodzi o łapanie punktów zwycięstwa. Kto pierwszy osiągnie wynik 60 punktów na koniec rundy (80 z dodatkiem) bądź zgromadzi najwięcej punktów na koniec 10 rundy, ten wygrywa. Jak do tego doprowadzić? Oczywiście dzięki rozważnego korzystaniu z 4 dostępnych akcji (z dodatkiem nawet 5, ale o tym później).
W mojej ocenie główną robotę w tej grze robią 2 kluczowe aspekty: karty i limity!
Bajeczne możliwości skryte w kartach
Karty są oczywiście duszą Doliny Żywiołów! Kolorowe, każda unikalna i funkcjonalna. Karty mają kilka cech: koszt zagrania, przynależność do jednego z pięciu rodzajów (ogień, woda, ziemia, powietrze i smoki) oraz zdolność (natychmiastową, stałą albo działającą na koniec rundy). Do tych cech odnoszą się zdolności kart, zapewniając nam profity ułatwiające rozgrywkę. Poniżej zdjęcia kart z każdego typu. W czasie gry może wydawać się, że gra pewną rodziną kart (np. ognistymi) jest bardziej wymagająca niż innymi (np. wodnymi). Finalnie jednak zazwyczaj zagrywamy karty różnych typów.
Szkopuł tkwi w odpowiednim doborze i proporcji pozyskiwanych typów kart. Karty ze względu na funkcje dzielą się na punktujące, dostarczające kamienie (waluta) albo zapewniające jakąś stałą indywidualną modyfikację zasad. Modyfikacja to np. większy limit kamieni, tańsze karty lub zwiększenie wartości niektórych kamieni. Może zdarzyć się tak, że skupiając się aż nadto na kartach dostarczających kamienie albo pasywne umiejętności, nie będziemy posiadali kart, które zapewnią nam jakieś sensowne punkty zwycięstwa. I odwrotnie. Możemy zbierać na ręku karty dające duży potencjał punktowy. Jednak bez zapewnienia sobie godziwego dochodu możemy do końca gry nie być w stanie ich wszystkich zagrać.
Ale przejdźmy sedna – przede wszystkim karty w Dolinie Żywiołów cudownie ze sobą korelują! Nawiązując do różnych cech kart, stwarzają ogrom możliwości na zbudowanie silniczka i wygenerowanie szeregu ruchów składających się na imponujące kombo! Oczywiście, kiedy już trochę pogramy, zaczynamy mieć swoje „ulubione” karty. Jednakże… każda kolejna partyjka potrafi udowodnić, że jakaś dotychczas ignorowana karta może w pewnych warunkach być bardzo atrakcyjna!
Z powyższym wiąże się kolejna cecha kart w Dolinie Żywiołów – są mocno sytuacyjne. Ich „moc” i „przydatność” zależy od momentu, w którym je przywołamy (weźmiemy na rękę) albo poskromimy (zagramy na stół). Ta sama karta zagrana na początku gry może bardzo ułatwić rozgrywkę, ale pod koniec – nadać się już tylko na sprzedaż.
Właśnie. Sprzedaż karty to kolejna możliwa do wykonania akcja i remedium na losowość. Bo oczywiście z faktem, iż w fazie polowania na stół wychodzi tylko 2 razy więcej kart niż liczba graczy, wiąże się aspekt występowania losowości. Szczególnie, gdy jesteśmy pierwszym graczem i nie mamy wyboru co do drugiej dobranej karty. Tu opcją ratunkową jest sprzedaż karty za kamienie. Podoba mi się, że każda rodzina kart ma własną, jednakową cenę sprzedaży. Wpływa to pozytywnie na czytelność gry.
Mówiąc o kartach nie sposób nie wspomnieć o grafikach. Przyznaję: mi się bardzo podobają! Lubię zawiesić oko na danym stworze. Ba! Lubię sprawdzić z jakiej pochodzi mitologii i dowiedzieć się czegoś więcej!
W jarzmie limitów
Bardzo podoba mi się zabieg ujarzmienia samowolki gracza poprzez ustanowienie kilku surowych, niemal nienegocjowalnych limitów. Pierwszym z ich jest limit miejsca na zagranie karty (zwany zagrodą), który jest równy numerowi aktualnej rundy. To bardzo mało! Przez ten zabieg musimy bardzo selektywnie podchodzić do naszych decyzji o przywołaniu karty, pamiętając, że miejsce w zagrodzie to też swego rodzaju zasób! Oznacza to, że musimy dobrze się zastanowić jaką zagrać kartę i w którym momencie. Ba! Czasem może się okazać, że dużo mądrzejsze jest zagrywanie kart dopiero od 3 czy 4 rundy. Kiedy to uzbieramy już trochę kart na ręku i dostrzeżemy spójne właściwości pozyskanych kart. Niby gra pozwala nam wypuścić stworzenie (ostatnia akcja: odrzucenie zagranej karty i zwolnienie miejsca). Ale ale… nic za darmo! Płacimy za to sowicie kwotą równą numerowi rundy! Czyli możesz to zrobić. Ale musi Ci się to naprawdę bardzo opłacać.
Kolejnym wiążącym nas limitem jest limit posiadanych kamieni, obwarowany dodatkowo absolutnym zakazem rozmieniania kamieni i wydawania reszty! Kamienie występują w trzech nominałach: 1, 3 i 6. Na każdym etapie gry możemy mieć maksymalnie 4 kamienie. To wymusza na nas dbanie o płynność w ich wydawaniu i nabywaniu. Musimy myśleć ekonomicznie. Starać się nie przepłacać. Nie odrzucać kamieni z uwagi na brak miejsca. Zachować balans między przychodem i wydatkiem. Bo nie uzbieramy tu sobie „na zaś”…
Czy te ograniczenia zabija grę? Ależ skąd! Tylko wydobywają jej esencję i dodają elegancji. Zagramy bowiem raptem z 8 – 10 kart, z których przy wykorzystaniu sprytu i spostrzegawczości ugramy bardzo przyzwoity wynik punktowy! To niesamowite, że tak mało kart stwarza takie możliwości! Również główkowanie jak zarządzać kamieniami i… miejscem na kamienie jest nie lada zagwozdką! Zmaganie się z tymi ograniczeniami jest… przyjemne.
Czy warto zaopatrzyć się w Artefakty?
Dolina Żywiołów: Artefakty to dodatek, który wprowadza więcej decyzji i… ułatwia grę!
Z dodatkiem dostajemy nie tylko 28 nowych i naprawdę ciekawych kart, ale również kafle artefaktów. Te mogą nam zapewnić np. nowy typ akcji. Z Artefaktami jest łatwiej. Dajmy na to Kadzidło pozwala nam dokupić zagrodę w naszym „poletku”, a jak wiadomo dodatkowa karta = dodatkowa korzyść. Cesarska pieczęć to świetny sposób na odrzucenie bezużytecznej już przywołanej karty (i to za darmo!). Pierścień życzeń pozwala na aktywowanie „klepsydry”, bez konieczności czekania na odpowiednią fazę gry. To wszystko bardzo użyteczne rzeczy! Niektóre artefakty są niemal zawsze użyteczne, inne – w określonych warunkach. Nie wszystkie wchodzą do gry, a w jej trakcie da się zauważyć większą popularność jednego artefaktu nad innym.
Dodatek wprowadza również nowy obszar gry – schronisko. Niektóre zdolności pozwalają umieścić karty w schronisku, a inne przygarnąć te karty na rękę. De facto jest to nowa opcja na pozyskiwanie kart. Dla gry, w której selektywnie podchodzimy do zagrywanych kart i chcemy mieć ich jak najwięcej – to interesująca opcja. Przy ograniczonej ilościowo możliwości zagrania karty, chcemy przywołać tylko te najlepsze, a nie te, które akurat mamy. Co prawda karty w schronisku są jawne dla innych graczy, więc inni widzą do czego możemy się przygotowywać. Jednakże nagromadzenie tam kilku kart i podjęcie ich w odpowiednim momencie może nam otworzyć nową drogę do zwycięstwa.
O ile Dolinę Żywiołów uważam za grę kompletną i dającą wiele godzin angażującej rozrywki, o tyle dysponując dodatkiem zawsze wyciągnę grę razem z nim! Więcej decydowania i analizy. Więcej możliwości. Teoretycznie to powinno utrudniać, a paradoksalnie – gra się wtedy łatwiej!
Inne właściwości Doliny
Dolina Żywiołów tematycznie polega na pozyskiwaniu potworów. To może budzić pewne nadzieje na negatywną interakcję. Niestety, można się zaskoczyć. Nasze potwory są mało agresywne. Co najwyżej smoki mogą spowodować usunięcie cudzej zagranej karty. Czasami jednak… może być to nawet pomocne dla przeciwnika, bo zwalnia mu miejsce w poletku. Ta forma interakcji może więc przybrać postać szkody lub przysługi. Interakcja może polegać też na celowym podbieraniu kart. Szczególnie gdy zaobserwujemy potencjalne kombo u przeciwnika. Warto jest również pamiętać jakie karty zbierają inni, gdyż poskromione, a niezagrane karty nie są jawne, a ktoś zakulisowo może gromadzić na ręku bardzo zsynchronizowane karty!
Gra dobrze się skaluje. Plusem gry dwuosobowej jest większa kontrola przeciwnika, plusem wieloosobowej – więcej kart wchodzących do gry!
Wzajemne zazębianie się kart i losowość w ich wchodzeniu do gry budują wysoką regrywalność Doliny Żywiołów. Czasami nasza strategia rodzi się na początku gry, w oparciu o pierwsze pozyskane karty, a czasem dopiero na późniejszym etapie, gdy nagle dostrzegamy jakąś układankę z tego, co uzbieraliśmy.
Dolina Żywiołów jest wykonana bardzo przyzwoicie. Karty są intrygujące, a elementy gracza przyjemnie drewniane. Żałuję, że kamienie nie zostały wykonane z jakiegoś cięższego tworzywa. Gra wymaga rozważnego nimi zarządzania, a powagi temu dodałaby ich cięższa forma. Przyznam, że chętnie bym dopłaciła do ceny dla tego efektu. I jeszcze planszetki. No właśnie. O ile graficznie mogę przeboleć planszę z torem punktów, to niestety nie jestem fanką „rozgwieżdżonej” planszetki rynku kart. Wydaje mi się bardzo niepraktyczna i jakoś tak nie wiadomo jak te karty wykładać, szczególnie gdy wyjdzie ich więcej jednego koloru. Mamy również figurkę stworka z okładki, której jedynym zadaniem jest stać i ładnie wyglądać :)
Podsumowanie
Dolinę Żywiołów uważam za grę bardzo wdzięczną! Porusza i zachęca mózg do szukania nowych, niesprawdzonych jeszcze synergii między kartami. A także do zastanowienia się jak wykonać akcje w najlepszej możliwej chronologii, z uwagi na limity. Pierwsza rozgrywka może budzić w nas niepewność. Dopiero czytamy wszystkie karty, zastanawiamy się co z nimi począć, „uczymy się ich”, rozważamy opcje zastosowania. Jednak gdy już trochę pogramy, zapamiętamy część kart, zaczynamy uświadamiać sobie coraz to nowsze powiązania kart ze sobą. Wówczas zaczynamy czerpać pełną przyjemność z gry! Odkrywając jej głębię poprzez niesamowite opcje skorelowania kart i nieprzetestowane jeszcze możliwości.
Przyznaję: Dolina Żywiołów nie zaskoczy nas jakąś piorunującą nowością, szokującymi mechanikami i zafiksowanymi komponentami. Stanowi jednak doskonałą zabawę w poszukiwanie harmonii w podejmowaniu decyzji i zazębianiu się kart. Przy bliższym poznaniu odkrywa przed nami swoje kolejne tajemnice, a nasz mózg będzie nam wdzięczny, że może analizować w ten angażujący i niemęczący sposób!
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że Dolina Żywiołów nie każdemu przypadnie do gustu. Dla niektórych może okazać się zbyt prosta bądź sposób myślenia będzie nużący. Dla mnie jest to jednak gra, w którą po prostu chce mi się grać więcej i więcej! Dolina Żywiołów spełnia wszystkie moje oczekiwania dla gry typu karcianka!
Plusy:
– świetny stosunek jakości do ceny,
– odkrywanie gry na nowo z każdą kolejną partią – nowych zależności kart i silniczków,
– angażująca rozgrywka przy bardzo przystępnych zasadach.
Minusy:
– kilka rozwiązań komponentowych mogłoby być lepiej przemyślanych (planszetka rynku kart, cięższe kamienie),
– możliwość popadnięcia w „schematy” gry,
– czasem losowość w dobraniu karty może popsuć szyki.

Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(9,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.