Narodziny kosmosu to gra, w którą najpierw zagrałam online na Board Game Arena, zanim jeszcze wydawnictwo Rebel dostarczyło nam polską wersję. Zatem otwierając pudełko znałam już zasady. Rozgrywka na fizycznym egzemplarzy jest dłuższa, ale przynajmniej wizualne doznania są o wiele lepsze.
Piękny kosmos
Komponenty są wykonane w przemyślany sposób, który ułatwia ich używanie. Plansza główna wygląda jak pudełko z wypraską. Wgłębienia są “miseczkami” na poszczególne komponenty, co bardzo ułatwia grę. Dostajemy także podstawki na karty, żeby były wyłożone mniej więcej na wysokości planszy głównej. Poza tym każdy ma także planszetkę z wieloma dziurami. Są to miejsca przygotowane na gwiazdy i znaczniki życia. Wgłębienia pozwalają na grę bez strachu, że lekkie poruszenie stołem wywoła chaos i rozrzucenie komponentów. Pod względem funkcjonalności większość elementów w grze Narodziny kosmosu została naprawdę dobrze zaprojektowana. Kosmiczne grafiki także mi się podobają, zarówno na kartach, jak i na planszetkach.
Przygotowanie do tworzenia kosmosu
Pudełko z planszą główną kładziemy na środku stołu. W odpowiednich wgłębieniach należy umieścić cztery rodzaje gwiazd (wodorowe, helowe, tlenowe, węglowe), znaczniki życia, żetony kryształu czasu oraz cztery rodzaje kart zdolności (czasu, grawitacji, światła i chemii). Tasujemy talię celów ogólnych, tworzymy stos z sześciu kart i odkrywamy wierzchnią. Natomiast z talii energii wykładamy cztery odkryte karty. Możemy użyć podwyższeń, ale nie jest to konieczne. Kafelki mgławic należy rozdzielić według typu i stworzyć zakryte stosy, a żetony zaawansowanych form życia przygotować zgodnie z opisem w instrukcji. W centralnej części planszy należy umieścić po jednym znaczniku energii w kolorze każdego gracza oraz trzy lub cztery znaczniki ciemnej energii w zależności od liczby osób.
Na swoich planszetkach gracze umieszczają żeton kryształu czasu oraz znaczniki punktacji, zdolności, zasobów i końca tury w odpowiednich miejscach. Na trzech środkowych polach należy położyć po jednej mgławicy każdego rodzaju, gwiazdę wodorową pomiędzy nimi oraz jeden znacznik protożycia w górnej części planszetki w oznaczonym wgłębieniu. Każdy dobiera na rękę cztery karty energii.
Niech powstanie mgławica
Każda tura składa się z faz energii i budowania. Najpierw gracz przesuwa znaczniki ciemnej energii lub swój własny łącznie o 3 kroki zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara. Można poruszyć się 3 razy jednym znacznikiem, po jednym razie trzema znacznikami lub dowolną kombinację pomiędzy tymi propozycjami. Ważne jest, gdzie na koniec tego ruchu znajdzie się znacznik w naszym kolorze. Następnie gracz pobiera pozyskane zasoby – nadrukowane po lewej stronie od miejsca, w którym jest jego znacznik, a także po prawej stronie ze wszystkich czterech obszarów w liczbie zależnej od liczby znajdujących się na nich znaczników energii graczy i ciemnej energii. W ten sposób pozyskujemy gwiazdy, mgławice, supernowe, kryształy czasu, karty energii, znaczniki protożycia oraz możliwość ich zamiany na stabilne życie, a także grawitony, służące do przesuwania znaczników protożycia i gwiazd.
Po zebraniu wszystkich profitów, przechodzimy do fazy budowania. Gwiazdy, protożycie i mgławice od razu trafiają na nasze planszetki. Jeśli uda nam się okrążyć mgławicę wskazanymi na niej gwiazdami, odwracamy płytkę, otrzymujemy odpowiednią liczbę punktów i odrzucamy jedną z gwiazd użytych do ukończenia mgławicy.
Jeżeli nasz znacznik kryształu czasu dojdzie do końca toru, otrzymujemy wybraną gwiazdę i punkty zwycięstwa, a następnie przesuwamy znacznik na początek toru. Możemy także stworzyć zaawansowaną formę życia, jeśli naszą ukończoną mgławicę całkowicie otoczymy znacznikami protożycia lub stabilnego życia. Te drugie pozostają na swoim miejscu, natomiast pierwsze podczas tej akcji zostają odrzucone. Następnie pobieramy wierzchni żeton ze stosu zaawansowanej formy życia i kładziemy na płytce ukończonej mgławicy.
Dzięki kartom energii możemy pozyskać karty zdolności, aktywować te już posiadane lub odrzucić pięć takich samych, aby otrzymać sześć punktów. Wśród dostępnych akcji mamy wspomniane wcześniej zamienianie protożycia w stabilne życie, przesuwanie znaczników na planszetce oraz zamianę gwiazdy w supernową. Ta ostatnia jest jokerem, którzy przy tworzeniu mgławicy może zastąpić gwiazdę dowolnego typu, ale nie można jej przesuwać w trakcie gry.
Na koniec fazy budowania przesuwamy znacznik końca tury i wybieramy czy chcemy pobrać płytkę mgławicy dowolnego rozmiaru, czy wolimy zamienić jedno protożycie w stabilne życie.
Po zakończeniu rundy przechodzimy do porządkowania komponentów. Gra dobiega końca, gdy skończą się kryształu czasu we wspólnej puli lub gdy zabraknie kart celów ogólnych.
Wielkie nadzieje, małe rozczarowanie
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do Narodzin kosmosu od momentu ich zapowiedzi przez wydawnictwo Rebel. Przeczytałam zasady i nie czekając na pudełko, zagrałam na Board Game Arena. Wydawać by się mogło, że skoro BGA prowadzi nas za rączkę, liczy za nas punkty i generalnie pilnuje zasad, a wręcz mówi nam, jaki ruch teraz możemy wykonać, to będzie łatwo i przyjemnie. Zamiast tego pierwsza rozgrywka była dla mnie totalnym chaosem. Nic nie było dla mnie intuicyjne. Nie wiem czy to kwestia instrukcji, ale jakoś nie poczułam tej sympatii, na którą liczyłam. Kolejne rozgrywki poszły już lepiej, ale pierwsze wrażenie nie było dobre.
Skoro na wstępie pochwaliłam wykonanie, to teraz ponarzekam na kilka elementów. Cienki kartonik nałożony na środek planszy głównej tak bardzo odstaje od reszty komponentów, że to aż przykre. Podwyższenia na karty są ok, ale już na mgławice czy żetony zaawansowanej formy życia niczego nie mamy, więc i tak coś leży luźno na stole. Można było zachować konsekwencję i albo zapewnić miejsce na wszystko albo nie bawić się w podstawki na karty, które i tak trzeba za każdym razem rozkładać, bo nie mieszczą się w pudełku. Dla osób z mniej zgrabnymi palcami problematyczne mogą być także znaczniki protożycia/życia stabilnego, ponieważ są dosyć małe i nie każdy będzie w stanie je chwycić i obrócić. Cała reszta, a szczególnie plansza główna z miejscem na większość znaczników i planszetki graczy, są naprawdę ładnie wykonane.
W grze interakcja z innymi jest na minimalnym poziomie. Każdy skupia się na sobie, chociaż działania pozostałych mają dla nas znaczenie, jak chociażby w przekładaniu znaczników energii i ciemnej energii. Od tego zależy liczba poszczególnych zasobów, które otrzymamy. Jednak większość naszych działań skupia się na własnych planszetkach. Z tego powodu gra w pełnym składzie może się trochę dłużyć, szczególnie jeśli gramy z kimś, kto długo zastanawia się nad swoim ruchem.
Narodziny kosmosu nie są skomplikowane, chociaż po przeczytaniu instrukcji można odnieść takie wrażenie. Gdy się już wszystko opanuje, rozgrywka staje się płynniejsza. Gra wiele wybacza, ponieważ w każdej turze dostajemy mnóstwo zasobów, nawet gdy ich nie planowaliśmy. Może nie zawsze otrzymamy dokładnie to, co chcemy w danej chwili, ale nadal będzie tych zasobów całkiem sporo i zawsze da się z tego coś wymyślić. Wydaje mi się, że z tego powodu Narodziny kosmosu mogą być zbyt małym wyzwaniem dla bardziej doświadczonych graczy. Nie musimy się nawet starać, żeby dostać dużo dóbr. To nie motywuje do starania się, a mnie wręcz demotywuje. Tym bardziej, że każdą rundę zaczynamy od zera. Niewykorzystane zasoby przepadają, a zachować możemy jedynie karty na ręce (maksymalnie 10).
W grze może także przeszkadzać losowość, szczególnie odczuwalna przy doborze nowych mgławic. Może nam się trafić taka płytka, że idealnie pasuje do już posiadanych gwiazd i w następnej rundzie mgławica będzie ukończona. Jednak może być też tak, że wszystko zaczynamy od początku, bo nasze ułożenie na planszetce kompletnie nie pasuje do dobranej płytki. Trochę więcej pecha może całkowicie przekreślić nasze szanse na zwycięstwo, podczas gdy inny gracz bez wysiłku będzie zdobywał kolejne punkty.
Z plusów muszę wymienić kilka dróg do zwycięstwa. Bardzo mocny jest tor kryształu czasu, ponieważ daje dużo punktów przy bardzo małym nakładzie pracy. Więcej działania wymaga kończenie mgławic, ale jeśli wykorzystuje się dużo grawitonów do poruszania gwiazdami i znacznikami protożycia, to również można zdobyć sporo punktów. Przy kilku pierwszych rozgrywkach praktycznie ignorowałam tę możliwość i wydawało mi się niemożliwe stworzenie większej liczby mgławic. Dopiero potem odkryłam jak bardzo są przydatne i zamiast żmudnego wykładania gwiazd, zaczęłam “pracować” tymi, które już miałam na planszetce.
Nie mogę powiedzieć, że Narodziny kosmosu to całkiem nieudana gra. Wygląda ładnie, optymalne układanie gwiazd, żeby tworzyły kolejne mgławice, jest satysfakcjonujące, ale patrząc na całą rozgrywkę, coś nie do końca pasuje. Szkoda mi potencjału tej gry. Pomysły w niej zawarte są dobre, ale może zabrakło trochę więcej spojrzenia z dystansu i dostrzeżenia kilku mniejszych problemów, które finalnie przełożyły się na moje mieszane uczucia. Nie polecałabym kupowania gry w ciemno, chociaż wizualna strona bardzo do tego zachęca, szczególnie miłośników kosmicznych klimatów. Ja sam a w przyszłości mogę zagrać kolejne partie, jeśli ktoś to zaproponuje, jednak sama bym jej nie wyciągnęła, bo wiem, że wśród moich znajomych nie znajdzie uznania.

Złożoność gry
(5,5/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.