Po pierwszym i drugim kroku w świat nieziemskich planszówek czas na kolejną podróż w kosmos. Dziś mamy dla Was kilka bardzo różnych propozycji gier, które zdecydowanie warto wypróbować. Czy znacie je wszystkie? A może opis którejś z nich wygląda szczególnie interesująco? Swoimi przemyśleniami możecie podzielić się w komentarzu. A my tymczasem ruszamy!
Planeta (Kamari)
Planeta to gra, która pojawiła się po cichutku i zniknęła również bez rozgłosu. Uważam, że zasłużyła na zdecydowanie większe zainteresowanie ze strony graczy, szczególnie zasiadających do stołu z dziećmi. Gra ma proste zasady i ładnie się prezentuje dzięki kulopodobnym komponentom, na które będziemy przyczepiać magnetyczne płytki. W ten sposób tworzymy nasze planety, starając się tak dopasować rodzaje obszarów, aby stworzyć jak najlepsze środowisko dla zwierząt. Ich karty leżą na stole i co turę będą zdobywane przez tych graczy, którzy zapewnią zwierzakom najlepsze warunki.
Gra nie tylko ciekawie wygląda, ale ma też walory edukacyjne. Dzieciaki mogą dowiedzieć się, na jakich terenach żyją poszczególne zwierzęta, a także poćwiczyć wyobraźnię przestrzenną. Największym minusem gry jest brak dostępności. Można ją nabyć za granicą lub z drugiej ręki, ale niestety pewnie z powodu małego rozgłosu, nie została dodrukowana.
Tropicielonauci (Aga Satława)
Tropicielonauci to interaktywna gra książkowa. Wcielamy się w niej w kosmicznych detektywów szukających zaginionych osób, zwierząt i przedmiotów. Pierwsze zadanie to odnalezienie Kudłacza Wierciucha. Jest to ukochany pupil jednej z mieszkanek galaktyki. Do śledztwa wykorzystujemy zarówno tradycyjne metody – dedukcję i spostrzegawczość, jak i nowoczesną aplikację – Tropibota.
Tropibot to nie tylko skaner kodów QR. Jest to też tłumacz run, dziennik z osiągnięciami oraz baza wiedzy o świecie gry. Dzięki temu Tropicielonauci łączą klasyczną zabawę z nowoczesną technologią. Gra sprawdzi się świetnie dla dzieci, ale zainteresuje też dorosłych. Bogaty, pełen detali świat potrafi bawić i inspirować do ciekawych rozmów, na przykład o tajemnicach czarnych dziur.
Załoga – w poszukiwaniu dziewiątej planety (Pingwin)
Nigdy bym nie uwierzyła, że kooperacyjna gra oparta na zbieraniu lew może być tak ekscytująca. Początkowe scenariusze są bardzo proste i w zasadzie uczą jak grać. Zabawa zaczyna się dopiero potem. Najlepiej więc od razu nastawić się na kampanię. Klimatu oczywiście nie ma (jakie poszukiwania? jaka planeta?) – to po prostu zbieranie lew, a każda partia ma inne wymagania. Tej gry wstyd nie znać.
Nemesis (Kamari)
To jedna z najlepszych gier kooperacyjnych, jakie znam. Podkreślę przy tym, że nie cierpię współpracy w planszówkach. Jednak gry opartej na Obcym nie mogłam pominąć, więc słusznego rozmiaru i ciężaru pudełko wraz z dodatkami trafiło na mój regał. Okazało się, że długie czekanie po zakończonej kampanii crowdfundingowej zostało nagrodzone ładnymi grafikami, pięknymi figurkami i bardzo klimatycznymi rozgrywkami.
W Nemesis każdy z graczy ma jakąś funkcję. Można być m.in. mechanikiem, pilotem lub naukowcem. Nadrzędnym celem jest przeżycie i oficjalnie chcemy wszyscy dolecieć na Ziemię. Jednak każdy otrzymuje także własną kartę celu, która może sporo namieszać. Jedna osoba będzie musiała utrzymać całą załogę przy życiu, a druga być jedynym ocalałym. I to już wystarczy do tego, aby rozgrywka była interesująca. Znamy tylko swój indywidualny cel, dlatego mimo potrzeby współpracy, nie można ufać w dobre intencje pozostałych. Do tego dochodzi nieznany na początku układ pomieszczeń i wabione hałasem obce formy życia, które nie przepuszczą okazji, aby zagnieździć się w naszych ciałach. To też jeden z fajnych sposobów na przegraną – możesz uciec ze statku i dolecieć na Ziemię tylko po to, żeby się dowiedzieć, że masz w sobie pasażera na gapę.
Gra zdecydowanie należy do bardziej zaawansowanych. Nie jest bardzo skomplikowana, ale ma dużo małych zasad i to może przytłoczyć mniej doświadczonych graczy. Natomiast przy jednej osobie dobrze ogarniającej reguły, pozostali gracze mogą być mniej zaawansowani. Warto też wspomnieć, że Nemesis ma kilka odsłon. Te mają zaś dodatki, więc każdy może wybrać odpowiadającą mu wersję i dowolnie poszerzać jej zawartość.
Humanity (Agnes)
Przyjemna gra w rozbudowywanie kafelkowej bazy kosmicznej. Faktycznie czujemy i widzimy, że nasza baza zyskuje nowe funkcjonalności, rośnie, a podjęte przez nas decyzje miały (bądź nie) sens. Element worker placement z możliwością utraty pracownika (lub kilku) powoduje, że grę należy potraktować jako średnio zaawansowaną. Nie wszystkim może przypaść do gustu presja na utratę tury w kolejnej rundzie. Ponadto gra z jednej strony zachęca nas do planowania (co kupić, gdzie ustawić kafelek), a z drugiej strony potrafi nas na to ukarać. Np. wtedy, gdy oczekujemy aż pojawi się konkretny moduł, jesteśmy na niego przygotowani produkcyjnie i organizacyjnie, a ten nie pojawia się, bądź zostanie zgarnięty przez pierwszego gracza. Przy naprawdę przenikliwych zabiegach myślowych jesteśmy w stanie wykorzystać ciągi zależności między akcjami i kafelkami. Dzięki temu finalnie wykonamy więcej akcji niż nasz przeciwnik. Gra jest bardzo ciekawa, ale żeby się spodobała trzeba po prostu lubić ten sposób myślenia i sporą dawkę planowania.
Skymines (Aga Satława)
W Skymines ruszamy w kosmos, a konkretnie na Księżyc i planetoidy. Nie jednak jako odkrywcy, ale inwestorzy z głową do interesów. Te zaś ukryte są w dużej mierze w ziemi. Podczas gry wydobywamy więc surowce, wspieramy naukowców i rozwijamy placówki, licząc na spory zwrot z kosmicznych inwestycji. Choć gra to nowe wcielenie znanej wcześniej Mombasy, można w nią śmiało wejść bez znajomości pierwowzoru. Tak było w moim przypadku. Temat kosmosu przemówił do mnie zdecydowanie bardziej, a sama rozgrywka okazała się dokładnie taka, jakiej oczekiwałam: wciągająca, wymagająca i pełna decyzji, które mają znaczenie. Skymines to gra z charakterem, która potrafi rozruszać szare komórki i dostarczyć sporo frajdy przy stole.
Obecność (Kamari)
Obecność to gra, w której jedna osoba staje naprzeciwko wszystkich pozostałych graczy. Ten kosmiczny rodzynek będzie sterował obcym zamieszkującym Artemię. Jego zadaniem jest przewidzenie, do których lokacji udadzą się rozbitkowie ze statku kosmicznego. To jego planeta, więc słyszy każde wypowiedziane nad stołem słowo. Jednak nie musi ono być prawdziwe. Zmylenie obcego to właśnie zadanie pozostałych graczy. Mogą się komunikować i ustalać, gdzie najlepiej iść, ale muszą robić to tak, aby obcy nie znalazł się finalnie na polu z żadną z pozostałych postaci. Wtedy będą mogli skorzystać ze zdolności danej lokalizacji i przetrwać wystarczająco długo, aby doczekać się ratunku.
Obecność to taka zabawa w kosmicznego chowanego. Gracze muszą uciekać przed obcym, a obcy próbuje znaleźć się dokładnie tam, gdzie ci pierwsi zmierzają. Rozgrywki nie są może zbyt klimatyczne, ale kluczem do dobrej zabawy są współgracze. Jeśli grupa „wkręci się” w zabawę i będzie próbowała dyskutować używając słów-kluczy, partie będą zabawne i nieraz wywołają śmiech nad stołem z powodu niezrozumienia ukrytych w nich wskazówek. Natomiast z graczami, którzy nie lubią gier blefu wymagających rozmów i wspólnych ustaleń, gra nie znajdzie swoich fanów.
Jeden obcy, jedna kosmiczna drużyna i napięcie rośnie z każdą turą. Obecność to konfrontacyjna gra, w której tajemniczy intruz poluje na podróżników, którzy wylądowali na jego planecie. Wspominam ją z dużym sentymentem, to jeden z tytułów, który pojawiły się na moich pierwszych planszówkowych spotkaniach, gdy wszystko było jeszcze nowe i świeże.
Bawiliśmy się świetnie, ale dziś widzę, że to gra bardzo zależna od ekipy, klimatu i chwili. Z odpowiednim zespołem potrafi wciągnąć i trzymać w napięciu. Bez tego, może nie wybrzmieć tak, jak powinna.
Stationfall: Chaos Na Orbicie (Propi)
Nie może być dyskusji o kosmosie bez rozmowy o stacjach kosmicznych – tym bardziej stacjach komicznych.
Stationfall: Chaos Na Orbicie często bywa określany jako „party game dla graczy”. I faktycznie, jest to gra o wyjątkowo humorystycznym zabarwieniu, pełna złośliwych interakcji, podrzucania sobie kosmicznych świń i okładania się kluczami francuskimi po głowach i hełmach. Jednocześnie, jest to gra obfitująca w zasady, przypadki skrajne i „drobny druk”, który powinni przyswoić sobie wszyscy obecni przy stole – przed grą, nie w trakcie jej tłumaczenia.
To złożona i pełna współzależności gra. Każda z ponad dwóch tuzinów postaci ma inne cele, inne zdolności – i każda może przydać się nam w naszej misji. Musimy przetrwać tu kilkanaście rund, podczas których nasza stacja kosmiczna coraz bardziej zbliża się do dynamicznego kontaktu z ziemską atmosferą. Szantaże, demolka, spryt i umiejętne przełączanie się pomiędzy kontrolowanymi postaciami (a w teorii możemy tu kontrolować wszystkich bohaterów, nawet tych, którzy nie są do nas przypisani na początku gry, definiując nasze cele w rozgrywce) to clue gry. Cała reszta to… czysty chaos.
Stationfall jest bez wątpienia grą unikatową i jedyną w swoim rodzaju. To wycisk dla mózgu, bo możliwości jest zawsze przynajmniej kilkadziesiąt – w zależności od tego, jakie postaci znajdują się w jakich miejscach na stacji i z jakimi postaciami sąsiadują. Liczba dostępnych akcji jest jednak ograniczona, więc posuwamy się do przodu ślamazarnie, ale zawsze spektakularnie. Nie zapominajmy też o Projekcie X – tajemniczym, zabójczym tworze, ukrytym w zamkniętej komorze. Wypuszczając go możemy przyspieszyć nasz upadek na Ziemię, wybić większość załogi, a nawet pozbawić samych siebie szans na wygraną… i przeżycie
Takie rzeczy tylko w Stationfall. Mało która gra potrafi pisać takie scenariusze, jak tu.
Jest kosmicznie.
Zawsze.
Kosmos to miejsce, w którym nikt nie usłyszy, jak siorbiemy kawę – ale Ty możesz sprawić, że będziemy mieli co siorbać!
Jeśli nasze galaktyczne teksty dają Ci radość – postaw nam kawę klikając w poniższy baner :)