Cascadero od Bitewing Games.
- Postaw wysłannika na wolnym polu.
- ?
- Profituj!
Reiner Knizia nie potrzebuje przedstawienia. Nie potrzebuje też wielu ruchów ani zasad, by stworzyć dzieło wybitne. Eleganckie, proste do wytłumaczenia i nauki, ale wymagające finezji, by wygrywać – i pozwalające tę finezję stopniowo odkrywać.
Takie też jest Cascadero. Prosta, ale nie łatwa gra w dokładanie ślicznych meepli na hexagonalną mapę podzielonej Hiszpanii. Przy pomocy drobnych ruchów będziemy tu zapełniać planszę naszymi konnymi wysłannikami, którzy systematycznie złączą podzielone waśniami wioski, zgodnie z wolą El Cascadero. Rozgrywka to krótka, bo trwająca ledwie trzy kwadranse opowieść o przecinających i wzajemnie wykluczających się interesach. O małych krokach w wielu, pozornie niezwiązanych regionach, które finalnie połączą się w jeden, imponujący akt lojalności dla nowego władcy. Który z jego ministrów okaże się zwycięski?
Cztery kolory… i edukacja
Jeśli przymknąć oko na nieco doczepioną do abstrakcyjnej mechaniki historię, mamy tu do czynienia z kafelkową grą o tworzeniu połączeń.
Jeśli nie przymykać – każdy z graczy musi nie tylko popisać się umiejętnościami dyplomatycznymi, ale też maksymalnie rozwinąć przypisaną mu dziedzinę: Uprawę, Rzemiosło, Wydobycie oraz Handel. Osiągnięcia w tych dziedzinach umożliwia tworzenie połączeń między osadami w nich wyspecjalizowanymi. Dla ułatwienia nam zadania, El Cascadero oznaczył je na naszej mapie wyrazistymi kolorami i umieścił obok wygodne i praktyczne tory do notowania naszych postępów. Mało tego. Zaraz obok widzimy małą legendę, pełną delikatnych, ale pomocnych premii za zdobywanie kolejnych pozycji na tych torach. Wśród nich – bezcenne pieczęcie, wywołujące punktację nawet pojedynczym wysłannikiem (zwykle potrzebujemy do tego grupy przynajmniej dwóch). Idealne narzędzie, by wbić się w zatłoczoną okolicę i wycisnąć z niej jeszcze kilka punktów.
Nasza tura sprowadzi się najczęściej do umieszczenia na planszy wysłannika i ewentualnego zapunktowania za odwiedzone osady. Warunkiem punktacji jest utworzenie nowego połączenia międzymiastowego lub pierwszy kontakt naszej grupy z daną osadą. Tu w zależności od tego, czy jesteśmy przy niej sami, czy ktoś już dotarł do tej osady z innej strony (przeciwnik lub inna grupa naszych wysłanników) i czy w osadzie znajduje się namiestnik, zdobędziemy za ruch od 1 do 3 punktów na torze.
Trochę z boku jest piąty kolor, Edukacja, który rządzi się nieco innymi prawami i ma swój zestaw bonusów, niełączących się z pozostałymi torami. Ale to odkryjecie ze zdjęć.
Skupmy się na środkowej części planszy. Na prawdziwie imponujących osiągnięciach.
Capture the flag
Poruszanie po torach jest naszym podstawowym celem (wymaksowanie swojego koloru jest pierwszym warunkiem wygranej), a zdobycie największej liczby punktów jest drugim. I żeby zaimponować El Cascadero będziemy musieli mocno spiąć kopyta.
Prawdziwe punkty zyskamy tu za tzw. Złotą Piątkę (shout out to NES cartridge fans!) – połączenie par miast we wszystkich pięciu kolorach. To niemal połowa z 50 punktów, których zdobycie natychmiastowo zakończy grę. O ile spełnimy do tego czasu warunek pierwszy, musimy już tylko mieć więcej punktów, niż pozostali zakwalifikowani.
I tu wchodzą, ubrane na kolorowo, wyczyny wybitne. Bo tak jak pary miast każdy może łączyć we własnym tempie i nikt mu w tym nie przeszkodzi, to po najbardziej wartościowe osiągnięcia sięgną tylko nieliczni. Złączenie pięciu kolorów jedną grupą wysłanników? Trzech miast w jednym kolorze? Posiadanie trzech niewykorzystanych pieczęci? A może osiąganie kolejnych punktów kontrolnych na torach? Kto pierwszy, ten punktowo lepszy – mamy po jednym miejscu przy każdym z osiągnięć. Kto zatknie tam swoją flagę?
Za uprzejmym pozwoleniem…
Wszystkie zasady Cascadero wyłożone są na prostej grafice u dołu planszy i do gry siadać można w zasadzie z marszu. A potem zaczyna się niespieszny marsz pod górę zwaną kaskaderskim mistrzostwem.
Nasze ruchy są małe i dopiero w dalszej części gry zaczynają składać się w prawdziwe kombinacje. Punktowanie miasta przesuwa nas na torze, nagroda pozwala nam wykonać dodatkowy ruch, dołożenie wysłannika powoduje kolejny ruch na torze, ten pozwala na przesunięcie kosteczki na innym torze, a to daje nam możliwość przemieszczenia już dołożonego wysłannika, który ustanawia tym samym kolejne połączenie międzymiastowe. Nie wszystkie tury tak wyglądają, ale gdy już się zdarzą – nie pozostaje nam nic, tylko docenić dyskretną elegancję mechanizmu, który na nią pozwolił.
Gra składa się z kilkudziesięciu ruchów, które mogą niemal dowolnie łączyć naszych wysłanników w jedną wielką grupę lub nawet kilkanaście małych grupek. Czy tworzymy je dla swoich celów, czy przeszkadzamy innym graczom, odcinając ich od wartościowych osad, satysfakcja jest taka sama. Gdy zaś z czasem odkryjemy, jak łączyć własne korzyści z dobrze wymierzoną złośliwością, to Cascadero pokaże nam swą pełną moc. I nie sposób będzie się w tej grze nie zakochać.
Doktor Knizia po raz kolejny dostarcza graczom złudnie prosty zestaw zasad, w których odkryjemy całą tęczę możliwości strategicznych. Możliwości, dodajmy, nieustannie będących pod wpływem działań innych graczy. Od szachowych wymian w grze na dwóch graczy, po kolorową eksplozję, jaka pojawia się na planszy w pełnym, czteroosobowym składzie, Cascadero to gra ciągłej interakcji, ciągłego zerkania na innych, ciągłego kontrolowania stanu gry i przewidywania, po jakie osiągnięcia sięgną inni. To bardzo intensywne trzy kwadranse, wypełnione taktycznym baletem na heksagonalnej scenie.
Dwa oblicza Cascadero
Żeby walczyć ze statycznym rozkładem pól na planszy, Cascadero oferuje zmienne rozstawienia namiestników, a nawet drugą planszę z losowo rozkładanymi żetonami bonusów. Jest tu parę niespodzianek, ale nadal mieścimy się w tym samym zbiorze zasad, który nadal daje się zmieścić w kilku piktogramach u dołu planszy.
Obie mapy cechuje ten sam, mistrzowski poziom oprawy graficznej, z jakiego słynie Ian O’Toole. Wszystko jest tu klimatyczne, precyzyjne i misterne, a do tego niebywale czytelne. Nie przeszkadzają nawet proste sześciany na torach osiągnięć. Całość daje wrażenie produktu premium.
Jak w wielu innych grach Doktora, i tu temat jest zbędny – równie dobrze moglibyśmy eksplorować mgławice albo łączyć składniki słodkich wypieków. Czy to wada, czy raczej cecha – oceńcie sami. Na moje – grze to nie szkodzi.
Łatwo tu wyobrazić sobie bardziej rozwinięte mechanizmy take that – cofanie graczy na torach, wyrzucanie wysłanników z pól czy odbieranie pieczęci. Zmienne cele, wydarzenia czy inne rozkłady bonusów na torach też z pewnością pomogłyby grze utrzymać świeżość i zmienność. Owszem, w Cascadero zmienność zależy w ogromnym stopniu od ruchów oponentów. Ale przy częstym graniu w tej samej grupie pewne rozmieszczenia staną się popularne albo wręcz stałe, co zmniejszy radość z eksploracji i nieprzewidywalnych interakcji.
Reiner Knizia does it again!
Nie mam wątpliwości, że Cascadero jest dziełem kompletnym. Można było tu pewnie upchnąć więcej „mięska”, ale w swojej kategorii wagowo-czasowej gra jest świetna. Piękna, angażująca, wysoce interaktywna i mocno kształtowana ruchami graczy.
Może przypominać pozycyjną walkę z dystansu, gdzie każdy skrobie rzepkę w swoim kącie mapy. A może szybko przerodzić się w otwarty konflikt, gdzie każdy ruch to kolejne zablokowane drogi i odebrane osiągnięcia. Jest przy tym zacięta w specyficzny, cichy sposób, gdzie czterech strategów próbuje przechytrzyć resztę współgraczy w drodze po zwycięstwo. Iluzja pozornej swobody na mapie trwa tak długo, na ile pozwolą gracze. W pewnym momencie gra wrzuca piąty bieg i nagle niczego nie można być pewnym. Nawet najkrótsze w realizacji plany mogą być znienacka pokrzyżowane. W każdym momencie możemy równie nagle spostrzec swoją szansę – zapomnianą i niedokończoną grupę wysłanników lub wąski korytarz przez zasieki przeciwnika.
Z całego serca polecam Cascadero – jako intensywny przerywnik między „dużymi” grami, jako wyborny wstęp do planszowego wieczoru, jako kolejny popis uznanego projektanta. A przede wszystkim – jako świetną grę, która ucieszy zarówno rodziny, jak i zaawansowanych graczy, szukających kolejnego klejnotu do swej kolekcji.
Zalety:
+ eleganckie mechanizmy i proste zasady
+ bogactwo strategii, taktyk i okazji do sprytnych zagrań
+ silna interakcja, często złośliwa
+ cudnej urody oprawa wizualna
+ rewers planszy z losowym rozstawieniem elementów na mapie
Wady:
– temat, jak to u Doktora, jest raczej luźno powiązany z mechanizmami
– odrobina więcej mięska na kościach – choćby modularnego – byłaby zbawienna, a jest ku temu przestrzeń (może w dodatkach?)
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.