Czy wiecie, że kiedyś żuki wykorzystywano do tworzenia biżuterii? Ich opalizujące, metaliczne pancerzyki traktowano jak naturalne, kolorowe klejnoty. Nawet obecnie, kolekcjonerzy zachwyceni ich urodą, tworzą całe gabloty pełne tych małych skarbów. W Jewel Box również stworzymy własną kolekcję — tyle że zamiast prawdziwych owadów użyjemy do tego kafelków.
Kartonowe chrząszcze
Jewel Box to raj dla planszówkowego entomologa. Kilkadziesiąt okazów podzielonych na pięć rodzin (kolorów), z łacińskimi nazwami i mapką występowania umieszczoną na kafelkach. Nazwy i mapka co prawda nie wpływają w żaden sposób na rozgrywkę, ale tworzą przyjemne tło dla całej zabawy. To właśnie to połączenie nietypowego tematu i urzekającej oprawy graficznej, obok mojego zamiłowania do nowości wśród gier kafelkowych, sprawiło, że Jewel Box od razu zwróciło moją uwagę.
Zasady są banalnie proste, a jedyną nieco bardziej złożoną rzeczą do zapamiętania jest punktacja. Każdy typ żuczków ma bowiem zupełnie inne warunki do spełnienia. Od zbierania par, przez unikanie sąsiedztwa lub wręcz jego poszukiwanie, po tworzenie linii. Mimo to całość sprowadza się do ułożenia kwadratu 4×4 (lub 5×5) w możliwie najefektywniejszy sposób. Jest to chyba najbardziej podstawowa z podstaw w tego typu grach.
Poszukiwania wśród traw
Wybierając się na łowy nowych okazów, musimy pamiętać o jednej rzeczy: nigdy nie wiadomo, co uda nam się znaleźć. Gra doskonale to obrazuje, bo dobieranie kafelków jest skrajnie losowe — zależne od rzutu kostką. Każdy numer ma przypisany dokładnie jednego, wyłożonego na planszy owada. Po wyturlaniu odpowiedniej liczby oczek, chciał nie chciał, trafia on do naszej kolekcji. Tylko rzucenie szóstki pozwala na wybór dowolnego z nich.
Zgodne ze światem rzeczywistym? Jak najbardziej. A czy sprawia frajdę w planszówkach? Tu zdania mogą być podzielone. Ratunkiem są trzy narzędzia pozwalające na zamianę owadów w naszym układzie i/lub wybranie dowolnego kafelka. Jestem jednak pewna, że nie każdemu spodoba się tak ograniczony wpływ na rozgrywkę. Choć wiele gier kafelkowych w pewnym stopniu opiera się na losowości, to nie zaszkodziłoby tutaj lekkie powiększenie puli. Na forum BGG znalazłam nawet pomysł na dodanie drugiej kostki, po to właśnie, by dać graczom trochę więcej możliwości.
Zostając jednak przy podstawowych zasadach, otrzymujemy przestrzenną układankę, w której trzeba planować z wyprzedzeniem i uwzględniać losowe sytuacje. Narzędzia stają się wtedy kluczowym elementem gry. Jedynym sposobem na złagodzenie pecha. Warto je więc wykorzystać w odpowiednim momencie: gdy pojawi się idealny kafelek albo na sam koniec, gdy z powodu ograniczonej powierzchni kolekcji możliwości dokładania kolejnych elementów będą mocno ograniczone.
Niepozorny, ale błyszczący
Jewel Box nie ma w sobie nic rewolucyjnego i w dużym stopniu przypomina wiele innych gier kafelkowych. Pojawia się więc pytanie: czy naprawdę potrzebuję w swojej kolekcji kolejnej pozycji tego typu? W moim przypadku odpowiedź brzmi: może i nie, ale i tak chcę ją do niej dodać.
Nie oszukujmy się — gier kafelkowych jest mnóstwo i trudno dziś o mechaniczne fajerwerki. Jewel Box nie zapisze się w historii jako przełomowa i wyznaczająca nowe trendy. Nie o to jednak tutaj chodzi. To gra szybka, płynna i bardzo przystępna. Idealna do relaksujących, domowych rozgrywek. Sprawdzi się także jako tytuł wprowadzający nowych graczy albo „przekąska” między cięższymi grami.
Trzeba jednak pamiętać, że losowość potrafi dać się we znaki. Im bliżej końca partii, tym częściej modlimy się o konkretny kolor kafelka, który i tak może się nie pojawić. Ważne jest więc, by umieć zaplanować rozmieszczenie poszczególnych owadzich rodzin i jednocześnie zostawić sobie furtki awaryjne, gdy los nie będzie chciał się do nas uśmiechnąć.
Jeśli ktoś nie przepada za tego typu rozwiązaniami, a losowe dobieranie kafelków uważa za archaiczny mechanizm rodem z ubiegłej dekady (który tam powinien pozostać), najpewniej uzna tę grę za pozbawioną głębi. Jeśli jednak zaakceptujemy jej charakter, odkryjemy sprytną, niewielką układankę, która może i nie rozgrzewa mózgu do czerwoności, ale pozwala przyjemnie spędzić 15–20 minut.
Największą siłą Jewel Box pozostaje jednak nie mechanika, a wygląd i klimat. To prawdziwa uczta dla oczu. Ilustracje zachwycają, a sam pomysł na kolekcjonowanie owadów ma w sobie coś ujmującego (choć gdyby zamiast żuczków pojawiły się pająki, moja motywacja do grania byłaby pewnie mniejsza 😅).
To właśnie połączenie prostych zasad, solidnego wykonania i interesującego tematu sprawia, że Jewel Box trafia na moją listę gier „lekkich, łatwych i przyjemnych” — czyli takich, które zawsze warto mieć pod ręką. Może nie jest to klejnot na miarę muzealnej gabloty, ale na pewno błyskotka, do której będę wracać z przyjemnością.
Gra dla 1-4 graczy, wiek 8+
Czas gry: 15-30minut
Wydawca: Lovemore Games
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.