Kute, zdobione drzwi zapraszają do świat, gdzie zwyczajne prawa logiki ustępują miejsca aurze magii i tajemniczości. Migotliwe światła rzucają cienie na półmroczne korytarze, a w gablotach czekają niezwykłe artefakty – jedne milczące i pełne sekretów, inne zdające się drżeć od zaklętej energii. Witajcie w Wondrous Museum! To tutaj, w samym centrum Miasta Magii, gracze wcielają się w kustoszy niezwykłej instytucji, rywalizując o to, kto stworzy najwspanialszą wystawę i zdobędzie serca publiczności spragnionej olśnień i niezwykłości.
Rynek pełen tajemnic
Za progiem muzeum czekają puste sale – a przecież nikt nie zachwyci się powietrzem. Trzeba więc wyruszyć na poszukiwania i wypełnić je niezwykłymi eksponatami, dziwnymi, rzadkimi, a czasem wręcz niepokojącymi. Można je zdobywać na dwa sposoby: albo wystawiając artefakty z ręki (dobrane wcześniej w ciemno), albo nabywając je na rynku. W obu przypadkach konieczne jest uiszczenie odpowiedniej opłaty – walutą stają się inne posiadane przez nas na ręku przedmioty albo uznanie odwiedzających, zdobywane w trakcie rozgrywki.
Poza regularną ofertą istnieje też mniej oficjalna ścieżka — czarny rynek, gdzie w cieniu kramów czekają towary „spod lady”, dostępne tylko dla tych, którzy wiedzą, gdzie szukać. Raz w ciągu całej gry możemy się tam udać, by nabyć jedno z rzadkich precjozów — kosztownych, lecz wartych swojej ceny, często zapewniających dodatkowe punkty i wyjątkowe warunki końcowego podliczenia.
Szept run
Każda kolejna karta to nowa perełka w kolekcji, którą możemy ustawić po lewej lub prawej stronie od wejścia. Tworzymy w ten sposób subtelne mechanizmy, które wzajemnie się uzupełniają i niejednokrotnie wpływają na sąsiadów. Przestrzeń jest ograniczona, więc każda decyzja ma znaczenie, a odpowiednie rozmieszczenie eksponatów pozwala wydobyć z nich pełen potencjał.
Jednak samo wstawienie przedmiotów do gablot to dopiero początek. By naprawdę zachwyciły odwiedzających, muszą zostać ożywione za pomocą magicznych run. Każdy z nich reaguje tylko na konkretne kolory, a nieodpowiednie zaklęcie pozostanie bez echa. Runy są potężne, ale kapryśne — raz użyte, gasną, czekając na moment odnowienia, który następuje dopiero po wyczerpaniu czterech z pięciu symboli.
Gdy wszystko zostanie odpowiednio przygotowane, rozpoczyna się prawdziwe widowisko. Poczynając od lewej strony kolejne eksponaty budzą się do życia, tworząc kaskadę efektów i spektakularny pokaz mocy. Każde odpalona kart uruchamia całą gamę efektów, które potrafią solidnie namieszać w muzealnych salach. Możemy zdobywać na rękę nowe eksponaty, gromadzić cenne „polubienia” od zachwyconych odwiedzających czy sprytnie przenosić je między kartami, by w pełni wykorzystać ich potencjał. Te niepozorne żetony służą jako waluta, ale również jako źródło punktów zwycięstwa. Ich rola i wartość zależy jednak od miejsca, w którym się znajdują.
Niezwykła galeria
Na szczególne brawa zasługuje oprawa graficzna. Ilustracje i nazwy eksponatów absolutnie kradną show. To fantastyczny miks baśni, znanych postaci i odniesień do rzeczywistego świata — wszystko podlane magiczno-humorystycznym sosem. W gablotach możemy znaleźć prawdziwe cudeńka: od (fałszywej) Brody Merlina, przez Gigantyczną Magiczną Fasolę, aż po… Burgera Długowieczności!
Karty są niewielkie, dzięki czemu całość zajmuje mało miejsca na stole — to zdecydowany plus. Niestety, wiąże się to też z pewnym kompromisem: czcionka jest naprawdę malutka, co sprawia, że odczytanie efektów kart z większej odległości graniczy z cudem. Same ikony są dość intuicyjne… gdy już się do nich człowiek przyzwyczai. Na początku jednak przyda się podpowiadajka.
Spersonalizowana aranżacja
Jednym z największych atutów gry jest możliwość dopasowania jej do własnych preferencji. Oprócz talii podstawowej, przed grą wybieramy dwa dodatkowe zestawy eksponatów, które determinują klimat i styl partii. Dzięki temu każda rozgrywka może wyglądać i skupiać się na zupełnie innych aspektach. Niektóre karty pozwalają na dodatkową interakcję z runami, rynkiem czy własną galerią. Jedna z talii działa nawet na zasadzie dokładania pod karty wystawy, inna ich zastępowania.
Taka różnorodność niezwykle pozytywnie wpływa na regrywalność, ale też sprawia, że gra nabiera pełnych rumieńców dopiero wtedy, gdy uczestnicy dobrze znają dostępne talie i potrafią przewidzieć ich możliwości. To właśnie wtedy zaczynają się efektowne kombosy.
Warto jednak, by poziom znajomości gry był wśród uczestników zbliżony. Osoby grające po raz pierwszy mogą łatwo wpaść w pułapkę kart, które kuszą wysoką punktacją za „polubienia”, ale same ich nie generują. Co z tego, że eksponat obiecuje spore nagrody, skoro w naszej galerii brakuje mechanizmów pozwalających te żetony przenosić? Bywa i gorzej — w niektórych zestawach kart efekt ten jest po prostu nieobecny albo pojawia się niezwykle rzadko, co potrafi skutecznie pokrzyżować plany.
Nie oznacza to jednak, że nowicjusz stoi na kompletnie straconej pozycji. Pewnym wyrównaniem szans okazuje się rynek. Jest nieprzewidywalny i nawet najlepiej zaplanowana strategia niekoniecznie zapewni zwycięstwo. Znajomość talii nie daje więc pełnej kontroli nad przebiegiem rozgrywki — równie ważna staje się umiejętność elastycznego reagowania i wykorzystywania okazji, jakie pojawiają się w trakcie gry. Zazwyczaj zamiast uparcie polować na konkretną kartę, lepiej skupić się na tym, co akurat jest dostępne.
Kuratorskie ambicje i dylematy
Wondrous Museum to tytuł, który potrafi oczarować. Satysfakcja z dobrze zaplanowanej sekwencji kart, kiedy galeria zaczyna „żyć” i generować punkty jak dobrze naoliwiona machina, jest naprawdę spora.
Na plus działa również dość szybkie tempo rozgrywki. Najlepiej jednak gra się w gronie do trzech osób. Przy większej liczbie uczestników tury zaczynają się zauważalnie wydłużać.
Nie wszystko jednak błyszczy równie jasno. Jednym z warunków końca gry jest uzbieranie 20 punktów na żetonach leżących na kartach, co wymaga regularnego przeliczania wartości. Rozwiązanie niezbyt eleganckie i po prostu niewygodne. Z kolei czarny rynek, choć klimatyczny, nie zawsze oferuje równie atrakcyjne możliwości. Ostateczne nagrody punktowe są raczej zbliżone, ale niektóre z kart pozwalają zdobywać punkty wyjątkowo łatwo, podczas gdy inne wymagają znacznie większego wysiłku i planowania. Jeśli nie dostosujemy pod nie budowy galerii, możemy zostać w tyle.
Nieco słabiej wypada również drobna czcionka i ikonografia, momentami mało czytelna, szczególnie przy bardziej złożonych efektach.
Nie sposób jednak odmówić grze uroku. Modularność zestawów kart sprawia, że można ją dostosować do własnych preferencji, a kolejne partie różnią się od siebie klimatem i stylem. Mechanizmy są stosunkowo proste, a jednocześnie dają sporo miejsca na kombinowanie.
Wondrous Museum to lekki, ale pomysłowy tableau builder, który zostawia po sobie pozytywne wrażenie. To gra, która potrafi zabłysnąć, szczególnie wtedy, gdy spotka się grupa graczy gotowych odkrywać jej niuanse.
Grę umiliła mata od Playmaty.pl
Gra dla 1-5 graczy, wiek 10+
Czas gry: 30 minut
Wydawca: Broadway Toys LTD
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(6,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.