Pamiętacie taką sytuację z dzieciństwa, gdy do podziału z drugą osobą z rodzeństwa był bardzo kuszący kawałek ciasta? Gdy każde z Was chciało dostać tę „większą połowę”? Tylko jak dostać większą połowę, gdy siostra bacznie patrzy jak kroisz tort i nie umknie jej fakt, że prawy kawałek jest większy?
Wówczas nie pozostało nic innego jak oprzeć się na sprawiedliwości. No trudno… jedna osoba dzieli ciasto, a druga jako pierwsza wybiera swoją porcję. Pewnie Reiner Knizia również toczył walki o przysmaki skoro na tej prostej mechanice „ja dzielę, Ty wybierasz” zbudował grę planszową Marabunta. Chyba na pewno, skoro w grze też pojawia się motyw ciasta ;)
Ale to było kiedyś. Teraz jesteśmy duzi, więc nie będziemy już walczyć o kawałek ciasta. Teraz będziemy zabiegać o terytoria w małej grze planszowej pod tytułem Marabunta!
Mara… co?
Marabunta to zakrojona na dużą skalę akcja migracyjna bardzo wojowniczych mrówek. To będziemy my. Ale nie będziemy jakimiś tam byle zwykłymi mrówkami, co zakładają gniazdo i tam siedzą. O nie! Gniazdo to dla nas za mało! My chcemy podbijać świat! Kontrolować tereny! Zbierać skrzynie. Zjadać babeczki. I niczym prawdziwe mrówki w ramach marabunty będziemy znajdować się w nieustannym ruchu!
Marabunta to dwuosobowa gra typu roll and write, w której naszym celem będzie ekspansja na najbardziej intratne obszary wspólnej mapy. Aby tego dokonać konieczne będzie sprytne analizowanie sytuacji, szachowanie przeciwnika i podejmowanie trudnych decyzji. W swoim ruchu przyjdzie nam bowiem rzucić 6 kośćmi, a następnie rozdzielić ich wyniki według własnego wyboru na dwa, niekonieczne równe zestawy, a następnie uprzejmie zaproponować rywalowi wybranie jednego z nich. Żeby decyzja była trudniejsza do jednego z zestawów musimy dorzucić wylosowany na tę rundę dodatkowy kafelek bonusu. Proste? Tak. W teorii…
A co na to praktyka?
Marabuntowy świat składa się z 6 obszarów. Każdy w innym kolorze. Na nich walczymy o dominację wpisując w heksagonalne pola wartości od 0 do 3. Sumaryczna wartość naszych liczb na danym obszarze zadecyduje o dominacji danego gracza. I przyznaniu mu punktów zwycięstwa za ten teren.
W rzeczywistości decyzje podejmowane w czasie gry potrafią przysporzyć pozytywnego kłopotu. Dają poczucie, że wiele zależy od mojej decyzji. Grę zaczynamy od wykorzystania jednego z dwóch mrowisk z naszej planszetki i wpisaniu go na mapę. Jako że dalsze zajmowanie terenów wymagać będzie wpisywania kolejnych liczb wyłącznie w sąsiedztwie poprzednich, mądra decyzja o rozmieszczeniu mrowiska determinuje szanse na sukces. Strategicznie logicznym wydaje się wybranie jako punktu startowego pola, które sąsiaduje z kilkoma terenami w innych kolorach. Chodzi o to, aby w przypadku pobrania kości z liczbą w danym kolorze, możliwym było w ogóle umieszczenie wyniku na mapie.
Spektrum mrówczych możliwości
Na grę można mieć naprawdę sporo pomysłów. Podczas moich rozgrywek sprawdzałam kilka strategii i każda, o ile została dobrze poprowadzona mogła mieć sens.
Z jednej strony wybór wyniku na kości o sile 3 wydaje się najlepszy. Daje bardzo duży wpływ w przypisanym do liczby obszarze. Jednakże nawet najlepszy wynik kości może być na pewnym etapie gry nieprzydatny. Niejednokrotnie z premedytacją oferowałam mojemu przeciwnikowi zestaw kości z liczbą 2 czy 3 w kolorze obszaru, do którego jego kolonia nie miała dostępu! Ostatecznie albo wybierał ten zestaw licząc się z tym, że to bardziej ja stracę niż on skorzysta. Tu pojawia się element gry, który bardzo mi się podoba – wyczucie tej cienkiej granicy kiedy lepiej wziąć zestaw lukratywny dla mnie, a kiedy podebrać zestaw przeciwnika, by podkopać jego strategię.
Na naszej małej uroczej mapce znajdują się również zasoby: babeczki i skrzynie. Dzięki ich obecności nie zawsze zdecydujemy się zapełnić pole w danym obszarze dla celów hegemonii, ale czasem tylko po to, by zdobyć określony zasób. Babeczki to perspektywa bezpośrednich i nieutracalnych punktów zwycięstwa. Jednakże dopiero zebranie ich sensowej ilości daje wymierną korzyść punktową. Babeczki to jednak jedynie mały smaczek gry. Za ciekawsze oceniam skrzynie, które zbieramy i zakreślany na poczet konkretnego bonusu z planszetki gracza. Finalnie Marabunta oferuje dużo decyzyjności!
Mrówki mogą być złośliwe!
Kuszący element gry to możliwość blokowania ekspansji przeciwnika poprzez dosłowne odcięcie jego insektom dostępu do obszaru danego koloru. Czasem wystarczą trzy sprytnie wpisane liczby, aby przeciwne mrowisko nie dostało się na określony obszar, np. żółty. W takiej sytuacji korzyścią (poza możliwością posłania przeciwnikowi niewinnego uśmieszku) jest uczynienie żółtych liczb 1, 2 i 3 oraz żółtego punktu zwycięstwa prominentnym jedynie dla siebie! Od tego momentu przeciwnik do końca gry nigdy już nie będzie miał bezpośredniej korzyści w skorzystaniu z żółtej kości! Stosując prostą matematykę: 4 z 6 opcji wyników z „żółtej” kości są nasze! Ha! Idąc dalej: pomyślne potoczenie się sytuacji może spowodować, że odetniemy przeciwnikowi dostęp nie tylko do danego koloru, ale nawet do danego kawałka mapy! Tak. To jest pole do popisu dla negatywnej interakcji!
Podsumowanie
Jak to mówią: możliwość wyboru – to ona stwarza problem! A w Marabuncie mamy sporo wyborów, zagwozdek i opcji, ubrane w bardzo krótki czas rozgrywki. To dla mnie jedna z tych gier, w których Reiner Knizia popisał się sprytem i twórczym talentem. Mała gra oferująca bardzo dużo zaangażowania umysłowego.
Mechanika „ja dzielę, ty wybierasz” ma jednak tę cechę, że bywa irytująca. Sama musiałam się do niej przekonać. Nie od początku jej stosowanie sprawiało mi przyjemność. Jednak gdy po pierwszej rozgrywce dostrzeżemy przestrzeń do zastosowania sprytnych trików, myślę, że jesteśmy w stanie się z tą mechaniką polubić :D Przynajmniej w wydaniu marabuntowym.
Warto na koniec spostrzec, że Marabunta to wykreślanka, która nigdy się nie kończy! Znaczy… kończy się wraz z wystąpieniem warunku końca gry, ale w jej produkcji sprytnie zastąpiono tradycyjne papierowe kartki, na których wykreślamy wyniki, planszetkami wielokrotnego użytku. Dzięki temu nie tylko nie wyczerpujemy bloczku kartek, ale możemy też łatwo zetrzeć i skorygować błędny zapis.
Hej! Jeśli moja opinia lub zdjęcia Ci pomogły, miło będzie, jeśli postawisz mi kawę! :) Zasili to nasz budżet na potrzeby kolejnych naszych projektów! :)
Rozgrywkę i prezentacje gry ułatwiła i uprzyjemniła playmata od Playmaty.pl.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.