Panie i Panowie! Rozpoczynamy Carnival of Sins i grę o tytuł Monarchy Karnawału. Przywdziejcie maski, przygotujcie karty i spróbujcie zajrzeć w umysły przeciwników. Kości zostały rzucone! Kto zgarnie najwyższe wartości?
Lenistwo czy Pycha?
Siedem rund, siedem grzechów, siedem różnych możliwości. Na stole czeka kilka kostek, a punkty, które zdobędziesz, będą równe ich wartości, pod warunkiem, że uda ci się je przejąć. Posłuży do tego talia siedmiu niezwykłych kart – identyczna dla wszystkich graczy.
Wydaje się, że to niewiele, a jednak wystarczy, by trzeba było trochę pokombinować. Każda otwiera bowiem przed graczem inną ścieżkę: pozwala zabrać kości, które spełniają określone warunki, zmienić ich układ, czasem coś ukraść albo zaszkodzić przeciwnikowi w inny sposób. Najlepsze jest jednak to, że umiejętności idealnie oddają charakter przypisanych im grzechów. Obżarstwo każe sięgnąć po kość o najwyższej wartości. Lenistwo zadowala się tą, która leży najbliżej. Zazdrość podsuwa rozwiązanie, by zdobyć tyle punktów, co gracz rozpoczynający. Wszystko jest naprawdę świetnie dobrane, klimatyczne i dzięki temu niezwykle łatwe do zapamiętania.
Podczas swojej tury gracze zagrywają przed siebie jedną wybraną, zakrytą kartę. Następnie odkrywają i rozpatrują ich efekty w kolejności od pierwszego gracza. Wszystkie zdolności są niezwykle proste, ale wchodzą ze sobą w przeróżne, czasem zaskakujące, interakcje. Cały myk polega na tym, że raz zagrana karta przepada do końca gry. Trzeba więc wyczuć dobry moment, żeby w pełni wykorzystać jej potencjał. Ponadto kości zabrane przez przeciwników znikają z dostępnej puli, więc może się okazać, że to, co sobie upatrzyliśmy, już znalazło nowego właściciela.
Dodatkowego smaczku rozgrywce nadaje też biała kość, działająca na zupełnie innych zasadach niż pozostałe. Trafia ona do gracza, który w danej rundzie zdobędzie najmniej punktów. Bywa, że jest tylko nagrodą pocieszenia, ale potrafi stać się też częścią sprytnej strategii.
Sztuka kuszenia
Carnival of Sins to przede wszystkim gra umysłów. W praktyce oznacza to, że co turę musimy spróbować wydedukować zagrania przeciwników i odpowiedzieć na nie własnym ruchem. Przypomina to psychologiczny pojedynek : „jeśli on zagra to, to ja odpowiem tak, ale zakładając że to przewidzi,to powinnam zagrać, to…”. Oczywiste ruchy są ryzykowne i łatwe do skontrowania. Czasem jednak właśnie zagranie tego, co każdy by odrzucił jako zbyt przewidywalne, daje najlepszy efekt. Cała zabawa to nieustanne balansowanie między blefem a logiką, szczególnie widoczne w partiach dwuosobowych.
Nieco więcej chaosu wkrada się przy grach w większym gronie. Trudniej nie tylko rozszyfrować kto, co zagra, ale także… liczyć karty. Wierzcie mi, gdy pamiętamy, że przeciwnik nie ma już jakiejś opcji, o wiele łatwiej zaplanować kolejne posunięcia.
Podczas gry pojawia się też element, który – z braku lepszego określenia – można nazwać zręcznościowym. Jedna z kart pozwala przerzucić kość, nawet taką, która już została przez kogoś zdobyta. Co więcej, zachęca się do takiego przerzucania, by uderzyć w inne kostki i zmienić ich wyniki. Jeśli przy tym któraś spadnie ze stołu, otrzymujemy punkty ujemne. Przyznaję, że nie jestem do końca fanką tej zdolności. Najczęściej wykorzystywana jest jako złośliwe zagranie, przed którym praktycznie nie ma jak się obronić.
Jeśli chodzi o uderzanie w inne kostki, są one dość stabilne i nie zawsze łatwo je „przekręcić”, więc dla jednych będzie to zabawny smaczek, a dla innych, zbędny ozdobnik. Instrukcja nie oferuje też zbyt wielu wskazówek, jak dokładnie powinien wyglądać obszar gry, więc równie dobrze można położyć karty bliżej brzegu stołu, by zniechęcić potencjalnego żartownisia. Na szczęście jest to tylko drobny element całej rozgrywki, a sama gra wciąż oferuje mnóstwo frajdy w warstwie karcianego blefu i dedukcji.
Diabeł tkwi w szczegółach
Wizualna strona gry zachwyca od pierwszego spojrzenia. Czarno–złote karty budują aurę eleganckiej maskarady, która jednocześnie kusi i niepokoi. Zastosowana ikonografia jest nie tylko łatwa do zapamiętania, ale też dosyć intuicyjna. To świetny przykład na to, jak niewielka liczba elementów – kilka kart, parę kości – może wystarczyć, by stworzyć grę klimatyczną, angażującą i bogatą w emocje.
Jako kostkowy hoarder ogromnie się cieszę, że w grze wykorzystano pełny RPG-owy zestaw kości – od k4 aż po k20. To nie tylko zabieg estetyczny, ale też dodatkowa warstwa kalkulacji. W zależności od liczby ścianek zmieniają się maksymalne wartości, co bezpośrednio wpływa na ocenę opłacalność podejmowanych decyzji.
Gra warta grzechu?
Połączenie blefu, dedukcji i odrobiny zręczności daje unikalną mieszankę, która nie pozwala oderwać się od stołu. Każda partia to nowy plan i nowe emocje, a rywalizacja potrafi być zaskakująco bezwzględna.
Kolejność graczy ma ogromne znaczenie. Pierwszy dysponuje największym wyborem, ale jednocześnie jest najbardziej narażony na działania przeciwników, a to, co uda mu się zdobyć, niekoniecznie będzie jego końcowym wynikiem. Pomimo tego, że zebrane kości są zwykle zablokowane dla pozostałych graczy, to nadal istnieją dwie karty, które mogą na nie oddziaływać i wprowadzają negatywną interakcję. Ostatni gracz ma natomiast mniej opcji, ale zyskuje większe bezpieczeństwo.
Złośliwe zagrania, choć ograniczone, są odczuwalne i potrafią wpłynąć na przebieg partii, dlatego zawsze warto pamiętać, że ktoś może zniweczyć nasz błyskotliwy plan. To gra, w której śmiech miesza się z westchnieniami frustracji – zdecydowanie nie dla obrażalskich.
Szybki, błyskotliwy i dynamiczny – taki jest Carnival of Sins. Zaskakująco strategiczna gra, która zmusza do myślenia, blefowania i planowania, a wszystko to w eleganckim, karnawałowym anturażu. Jeśli lubicie minimalizm z pazurem i psychologiczne potyczki, to zdecydowanie powinniście dołączyć do tego balu. Maski w dłoń i niech wygra najlepszy!
Carnival of Sins pojawi się na tegorocznym Essen – wydawca udostępnił już pre-ordery.
Gra dla 2-5 graczy, wiek 10+
Czas gry: 10-20 minut
Wydawca: Tranjis Games
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(7,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.