Kto choć przez chwilę śledził wzrokiem motyla, ten wie, jak niezwykły to spektakl. Delikatne skrzydła prowadzą go w tańcu pełnym nagłych zwrotów, pętelek i zawijasów, które zdają się nie podlegać żadnym regułom. Ulotne Motyle przenoszą to wrażenie na planszę, pozwalając nam kreślić podobnie nieprzewidywalne ścieżki. A wszystko po to, by zwabić te kruche piękności do naszego ogrodu i cieszyć się ich obecnością.
Od szlachetnych kamieni do efemerycznych owadów
Bywają gry, w których temat wydaje się doklejony na siłę – mógłby dotyczyć czegokolwiek i niewiele by to zmieniło. Ulotne Motyle na pierwszy rzut oka wpisują się w tę kategorię, bo w rzeczywistości to abstrakcyjna strategia, nowe wcielenie Indigo, gry Reinera Knizii, która z motylami nie miała nic wspólnego.
Pierwsze wydanie opiera się na rywalizacji o klejnoty, które należy przeprowadzić do własnych obszarów. Gracze dokładają na planszę heksy ze splątanymi drogami, starając się tak je ułożyć, by kamień po przebyciu całej krętej trasy trafił właśnie do nich. Choć tamta odsłona wizualnie prezentuje się bardzo efektownie, jej związek tematu z mechaniką wydaje mi się nieco umowny.
Reimplementacja, mimo że nie wprowadza zmian w zasadach, radzi sobie z tym aspektem znacznie lepiej. Kolorowe motyle, szybujące po chaotycznych ścieżkach, okazują się strzałem w dziesiątkę – świetnie wpisują się w klimat i nadają grze zwiewności. Grafiki inspirowane Art Nouveau i barwne pionki – przypominające trochę dziecięce spinki do włosów (skojarzenie współgracza, którego nie sposób już odzobaczyć) – dopełniają całość i czynią ją wyjątkowo przyjemną dla oka.
Skrzydlaty chaos
Ulotne Motyle to kwintesencja lekkości i szybkości. Zasady można wyjaśnić w pół minuty, przygotowanie zajmuje dosłownie chwilę, a z całą partią zmieścimy się w pół godzinki.
Każda tura to zaledwie kilka prostych ruchów: dołożenie kafelka na planszę, przesunięcie motyla, jeśli powstała dla niego ścieżka i dobranie nowego kafelka na rękę. Brzmi banalnie?
Prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero w momencie, gdy ścieżki zaczynają się plątać, krzyżować i zakręcać, a my próbujemy sprytnie poprowadzić motyle do własnych ogrodów znajdujących się na obrzeżach planszy. Jeśli się nam to uda, to zostają z nami na stałe, zamieniając się w punkty – niebieskie warte są jeden, różowe dwa, a ten jeden jedyny fioletowy aż trzy. Nie jest to jednak wcale takie łatwe, bo przeciwnicy chętnie wykorzystają każdą okazję, by nam te plany pokrzyżować.
Motylem jestem – pięknym, ale za to jakim wrednym!
Gra o pięknych motylach, beztrosko fruwających po ogrodzie mogłaby się wydawać kwintesencją „cozy gaming”. Prawda? Nic bardziej mylnego! Nie dajcie się zwieść, tutaj za każdym zakrętem i pętelką kryje się negatywna interakcja.
Sztuka polega na tym, by planując własne ścieżki, z wdziękiem udawać brak złych zamiarów… podczas gdy w rzeczywistości staramy się po cichutku podkraść owady upatrzone przez przeciwników. Okazji do tego nie brakuje. Wystarczy jeden niepozorny kafelek, by nagle okazało się, że motylki radośnie ulatują do sąsiada, a wraz z nimi przepadają nasze punkty. Jeśli zaś kompletnie nie mamy szans przejąć motyla, możemy pobawić się w psa ogrodnika i spróbować zderzyć go z innym. Wtedy oba „uciekają”, nie przynosząc nikomu żadnego pożytku. Jeśli zaś chcecie uruchomić jeszcze większe pokłady złośliwości, to sspecjalnie dla Was przygotowano mini dodatek – czarne motyle. Zastępują one część zwykłych owadów, a ich zdobycie oznacza -2 punkty, dzięki czemu z przyjemnością możecie podrzucać je przeciwnikom.
Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że w grze na więcej niż dwie osoby część ogrodów należy wyłącznie do jednego gracza, a część jest współdzielona. Przy rozgrywce dwuosobowej każdy więc walczy o własne terytorium, natomiast w większym gronie powstają chwilowe sojusze. Czasem bowiem bardziej opłaca się doprowadzić motyla do wspólnego ogrodu i podzielić się punktami niż stracić je na rzecz kogoś trzeciego. To całkiem ciekawy zabieg, wymuszający element semi-kooperacji. Moglibyśmy oczywiście próbować grać wyłącznie do własnej bramki, ale gwarantuję, że skończyłoby się to dla nas tragicznie. Minusem tego aspektu są momenty, gdy większa liczba motyli zmierza do ogrodu współdzielonego przez naszych przeciwników. Wtedy de facto gramy „jeden na dwóch” i mamy raczej nikłe szanse na przejęcie kontroli. Lepiej więc zapobiegać takim sytuacjom, niż próbować odwracać je na swoją korzyść.
Chwila radości
Kreślenie nieprzewidywalnych ścieżek przypomina labirynt pełen zwrotów i niespodzianek, a każdy ruch może odmienić sytuację na planszy. Choć gra jest łatwa do opanowania, wymaga minimalnego planowania, jeśli chcemy chronić swoje motyle przed sprytnymi zagrywkami przeciwników. Zasady są prościusieńkie, a sama rozgrywka lekka i przyjemna. Negatywna interakcja czasem co prawda daje się we znaki, ale mimo to gra nadal potrafi wywołać uśmiech.
Dzięki temu jest bardzo przystępna dla początkujących, dla rodzin oraz dla graczy szukających szybkiej, relaksującej partii, w której zabawa bierze górę nad skomplikowaną strategią. I właśnie tu ujawnia się jej największy mankament – ograniczona regrywalność. Choć zabawa przy Ulotnych Motylach jest przednia, gra najlepiej sprawdza się od czasu do czasu, jako lekka odskocznia. Przy większej liczbie partii w krótkim czasie łatwo dostrzec powtarzalność.
Nie pomaga też losowość w doborze kafelków. Nawet jeśli zawsze mamy do wyboru jeden z dwóch, bywa, że brakuje nam tej właściwej ścieżki, która pozwoliłaby odratować motyla i skierować go na jedyną słuszną drogę – w stronę naszej rabatki. Nie jest to może aż tak częste i bolesne, niemniej jednak się zdarza. Efekt? Ciężko znaleźć tu pole do bardziej złożonych strategii. Zwykle po prostu liczymy, że przeciwnik nie zauważy naszych zamiarów. Dla osób szukających głębszych decyzji i wyzwań gra może okazać się zbyt prosta i powierzchowna.
Trochę szkoda, że Ulotne Motyle nie wprowadzają żadnych nowych mechanik w stosunku do pierwowzoru. Mimo to, stanowią świetną alternatywę dla trudno dostępnego Indigo, szczególnie jeśli nie chcemy przepłacać za egzemplarze z drugiej ręki.
+super wykonanie
+przystępne zasady
+niski próg wejścia
+dobra zabawa
– brak głębszej strategii
– ograniczona regrywalność
– na dłuższą metę powtarzalna
Gra dla 2-4 graczy, wiek 8+
Czas gry: 30 minut
Wydawca: G3
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(6,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.