Paryż. Miasto sztuki i nieskończonych możliwości. Bohema przenosi nas w czasy artystycznego rozkwitu stolicy Francji, gdy w zadymionych kawiarniach Montmartre rodziły się wielkie idee, a brukowane uliczki pulsowały twórczą energią. Gracze wcielają się w początkujących artystów marzących o sławie i uznaniu. Droga na szczyt nie jest jednak łatwa. Trzeba jakoś pogodzić codzienną, przyziemną pracę z artystycznymi poszukiwaniami, rozwijaniem talentu i budowaniem własnej reputacji. Każdy nowy dzień to szansa, by zabłysnąć… albo pozostać w cieniu wielkich mistrzów.
Dzień z życia artysty
Poranek zaczyna się spokojnie. Siadasz przy chwiejnym stoliku, maczając pióro w kałamarzu i kreśląc kilka słów do starego przyjaciela. W powietrzu unosi się zapach papieru i kawy, a nad głową cicho skrzypią okiennice. Melancholia przychodzi niespodziewanie — wspomnienia dawnych uczuć sprawiają, że przez chwilę pozwalasz sobie na dramatyczne opłakiwanie utraconej miłości. Wieczorem natomiast po prostu znikasz. Bez słowa, bez planu, wyruszasz aby odnaleźć siebie na nowo.
Tak mógłby wyglądać przykładowy dzień w Bohemie, klasycznym deckbuilderze, w którym tworzymy talię zwyczajów i codziennych czynności. Na początku każdej tury dobieramy karty, a następnie po jednej przypisujemy do kolejnych pór dnia: poranka, popołudnia, wieczoru i nocy, tworzą małą narrację, z której rodzi się nasza własna historia. Nie ona gra tu jednak pierwsze skrzypce, lecz sprytne układanie kart. Na ich brzegach znajdują się połówki symboli, które niczym puzzle trzeba dopasować, by stworzyć pełne wzory. Kiedy wszystko zaskoczy na swoje miejsce, otrzymujemy punkty inspiracji — paliwo, które napędza naszą drogę ku sławie. To one pozwalają rozwijać talię i krok po kroku zdobywać uznanie artystycznego światka. A jeśli dobrze pokierujemy swoim dniem, w końcu będzie nas stać na karty Osiągnięć. Pięć takich sukcesów wystarczy, by zostawić konkurencję w cieniu i zapisać się w pamięci paryskiej bohemy.
Jeśli po zakupach zostanie nam jeszcze jakaś nadpłata, nic straconego. Możemy przekazać ją i gromadzić w Pracowni — osobnym torze, który za odpowiednią opłatą oferuje zestaw dodatkowych, całkiem przydatnych akcji. W ten sposób nic nie idzie na marne.
Bądź moim natchnieniem!
Kim byłby twórca bez swojej Muzy? Osoby, miejsca czy zjawiska, które rozpalają wyobraźnię, podsuwają szalone pomysły i popychają do działania, nawet wtedy, gdy wena akurat postanowiła wyjechać na wakacje. Nic więc dziwnego, że w Bohemie również znajdzie się dla nich miejsce.
Można je zdobywać jak inne karty i włączać do talii, ale są kapryśne i mają własne zasady. Nie umieszczamy ich bezpośrednio w planie dnia, tylko poniżej, pod kartami zwyczajów. Co więcej każda z nich ma jakieś swoje preferencje. Jedna pojawi się tylko o świcie, kiedy powietrze pachnie farbą, inna zjawia się dopiero po zmroku, gdy nocne ulice tętnią rozmowami i śmiechem. Niektóre Muzy oczekują konkretnych czynności (umieszczenia pod odpowiednimi kolorami kart), jakby chciały sprawdzić, czy naprawdę jesteśmy warci ich uwagi. W zamian potrafią hojnie się odwdzięczyć. Zapewniają wyjątkowe zdolności, dodają inspiracji, pozwalają manipulować kartami lub tworzą nieoczekiwane kombinacje, których zwyczaje nigdy by nie umożliwiły. Dobrze dobrana Muza potrafi być katalizatorem sukcesu.
Syfilis, alkoholizm i inne „przyjemności”
Bycie głodującym artystą nie sprzyja ani zdrowiu psychicznemu, ani fizycznemu. Gdy nie ma co włożyć do garnka, a przekonanie o własnej wielkości i talencie zderza się na każdym kroku z szyderstwem i odrzuceniem, egzystencjalny kryzys już nawet nie skrada się cichutko, tylko wchodzi z impetem wywarzając drzwi kopniakiem.
Chwile słabości reprezentowane są w grze przez karty Udręki, które najczęściej trafiają do naszej talii, gdy, zatracając się w twórczym chaosie, zapomnimy o przyziemnych sprawach i odmówimy pójścia do roboty. Gdy dociągniemy taką kartę musimy ją zagrać – wprowadzając w życie pasmo nieprzyjemności i drobnych katastrof. Na szczęście dzięki akcjom z Pracowni możemy je chwilowo zignorować, a nawet całkowicie odrzucić.
Co więc powstrzymuje nas przed bycie porządnym, pracowitym obywatelem? Czy nie łatwiej byłoby po prostu zakasać rękawy i poświęcić kilka godzin np. na kelnerowanie? A no nie. Kafelek pracy wykładamy zamiast jednej z kart dnia, zabierając cenne miejsce i ograniczając możliwe kombinacje. Od nas więc zależy, czy zaryzykujemy szybki rozwój, narażając się na karę, czy też „grzecznie” pójdziemy do pracy, tracąc tym samym możliwość połączenia części symboli, ale zyskując spokój ducha.
Bumelant kontra pracuś
Cały ten mix to jeszcze nie wszystko. Różne kolory kart zwyczajów nie tylko skupiają się bardziej na konkretnych symbolach, ale także na różnych aspektach rozgrywki. Zielone są mocniej powiązane z Pracownią, różowe odpowiadają za interakcje z Muzami, niebieskie pozwalają sprawniej zarządzać talią, a pomarańczowe trzymać w ryzach karty Udręki. W rozgrywkach trzy- i czteroosobowych do talii dołączają również białe karty — kolorystyczne jokery, które nie tylko zwiększają elastyczność, ale też wprowadzają nieco negatywnej interakcji, pozwalając subtelnie (lub mniej subtelnie) przeszkodzić rywalom. Warto też zwracać uwagę na kolory kart zagrywanych na początku i końcu dnia. Odpowiednie dopasowanie do planszetki zapewnia dodatkowe punkty inspiracji, a tych nigdy za wiele.
Rosnący koszt Osiągnięć sprawia, że z czasem trzeba inwestować w coraz lepsze karty i odważniej kształtować swoją talię. Nie wystarczy już zachowawcze granie, trzeba zacząć ryzykować. Prędzej czy później przychodzi moment, w którym zwyczajne pójście do pracy zaczyna bardziej ograniczać, niż pomagać. Zrezygnowanie z niej daje więcej przestrzeni na rozwój i pozwala skupić się na budowaniu silniejszych kombinacji.
Bohema to w końcu wyścig — nikt nie czeka, aż w spokoju odnajdziesz swoje natchnienie. Kilka kart Udręki i tak prędzej czy później wyląduje w twojej talii, dlatego kluczowe staje się znalezienie równowagi między artystycznym uniesieniem a prozą codzienności.
Dróg do sukcesu jest wiele. Można skupić się na sprytnym układaniu symboli, wykorzystywaniu zdolności kart i tworzeniu z nich efektownych kombinacji. A tych jest tu naprawdę sporo: niektóre pozwalają częściej bezkarnie rezygnować z pracy, inne dodają dodatkowe ikony lub premiują za ich obecność, są też te, które umożliwiają dociąganie większej liczby kart na rękę albo kopiowanie efektów kart sąsiadujących. Dzięki temu spokojnie można opracować kilka zupełnie różnych strategii prowadzących do zwycięstwa.
Atmosfera na życzenie
Pod względem klimatu Bohema to trochę dziwny tytuł — z jednej strony jest nim przesiąknięty, z drugiej nie ma go za grosz. Piękne ilustracje zostały dopasowane do kart, które reprezentują, a ich nazwy przywołują sceny i czynności, które mogłyby być codziennością artysty. Muzy wspierają nas w natchnieniu, a udręki uprzykrzają każdą chwilę. Gra zachęca do przedstawienia swojego dnia w oparciu o zagrane karty, dzięki czemu snujemy opowieści o barwnym życiu artysty. Czasem prowadzi to do zabawnych, choć niekiedy pełnych czarnego humoru sytuacji.
Jednak nie oszukujmy się, w gruncie rzeczy to przede wszystkim gra o łączeniu symboli. Cała otoczka fabularna jest jedynie miłym dodatkiem, a nie kluczową częścią rozgrywki. Na początku może i staramy się stosować do zasady opowiadania o przebiegu naszego dnia, ale w kolejnych ruchach coraz szybciej schodzi ona na dalszy plan, by całkowicie zniknąć na rzecz efektywności i skrócenia tur. No chyba że ktoś naprawdę żyje dla klimatu w grach, wtedy będzie się pewnie tego trzymał.
Na koniec dnia…
Bohema to gra przyjemna, ale niezbyt odkrywcza. Mechanicznie działa sprawnie, opierając się na prostym schemacie: dobierz karty, ułóż je w kolejności, policz punkty inspiracji. Jeśli masz ich wystarczająco — kupujesz Osiągnięcie, jeśli nie — inwestujesz w nową kartę, a nadwyżki przekazujesz do Pracowni. Im dłużej trwa rozgrywka, tym wyraźniej da się odczuć, że aura nowości zaczyna powoli się ulatniać. To, co na początku wydaje się świeże i pełne możliwości, z czasem nabiera powtarzalności, a rytuał dnia staje się coraz bardziej przewidywalny. Jest to cecha chyba większości deckbuilderów, przynajmniej takich, które nie są mocno skomplikowane.
Mimo pewnej prostoty Bohema oferuje kilka ciekawych rozwiązań. Kafelki pracy i planszetki graczy już na starcie wprowadzają delikatną asymetrię, dając każdemu unikalny bonus i różne możliwości rozwoju. Kolory kart zwyczajów oraz interakcje z Muzami pozwalają kreować zróżnicowane strategie i zmuszają do wyboru między szybkim a bezpiecznym planowaniem.
Dużą zaletą jest też możliwość przekazywania nadwyżek inspiracji do Pracowni. Dzięki temu nic się nie marnuje i nawet słabsze tury mogą w przyszłości przynieść wymierne korzyści. To sprytne rozwiązanie dające graczom większą elastyczność i poczucie kontroli, naprawdę mi się spodobało. W końcu nie czuję, że przez pecha w dociągu coś tracę i nie mam przed tym żadnej “obrony”.
Pracownia odpowiada również za odchudzanie talii, czego na kartach właściwie nie znajdziemy. Bardzo mnie to cieszy, bo kupowanie kart, które tylko do tego służą zawsze wydawało mi się mało produktywne.
Przynosząc Bohemę, na spotkanie planszówkowe, a także rodzinne granie, nie wiedziałam jakie reakcje wywoła. Klimat gry jest w końcu dość specyficzny i nie każdemu może przypaść do gustu. Mimo to okazało się, że w gronie dorosłych sprawdziła się znakomicie! Trzeba jednak pamiętać, że ze względu na temat i treści Bohema nie jest tytułem dla dzieci. Ograniczenie wiekowe 14+ jest tu jak najbardziej uzasadnione.
Bohema udowadnia, że nawet prosty deckbuilder może oferować interesujące wybory i przyjemne doświadczenie, pod warunkiem odpowiedniego towarzystwa. Nie zaskakuje głębią, ale grało się miło i na pewno jeszcze niejednokrotnie pojawi się na naszym stole.
Gra dla 1-4 graczy, wiek 14+
Czas gry: 45-60 minut
Wydawca: Portal Games
Pozwól nam się jeszcze bardziej wczuć w klimat gry i postaw kawę ;)
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.