Labirynt: Ścieżki Przeznaczenia to gra mieszcząca się jednocześnie w wielu kategoriach. Można powiedzieć, że jest to trochę dungeon crawler, o ile po labiryncie też można się czołgać, a trochę gra przygodowa oraz kafelkowa. Wydana oryginalnie w 2011 roku, doczekała się właśnie czwartej edycji. Zajrzyjmy więc do pudełka!
„W labiryncie dziwnych zdarzeń pośród strachów, przygód, marzeń”
Tak, jak w słowach piosenki, my również będziemy przeżywać przygody oraz spotykać strachy w trakcie rozgrywki. Najnowsza odsłona gry Labirynt: Ścieżki Przeznaczenia została zaprojektowana przez Kamila Matuszaka oraz Mateusza Pronobisa oraz wydana w Polsce przez StarHouse Games.
Zanim jednak ruszymy na spotkanie przygody, spotka nas konieczność przebrnięcia przez instrukcję, która niestety dla mnie okazała się mało przejrzysta i ciężka do ogarnięcia. Musiałem przeczytać ją trzy razy, aby w pełni zrozumieć co tak naprawdę muszę zrobić. Chociaż sama lektura wyjaśnia rozgrywkę bardzo dobrze, to natłok symboli zamiast tekstu znacząco obniża czytelność. Dopiero po dokładnej analizie zdecydowałem się podjąć próbę pierwszego spotkania z przeciwnikami oraz golemem, obrońcą celu naszej wyprawy w głąb labiryntu. Udajemy się bowiem do jego centrum, które zapewni nieśmiertelność zwycięzcy. Podobno.
„Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”
Właśnie tutaj zacznie się pierwszy dramat, chociaż bardziej określiłbym go jako dylemat. Mianowicie: którą spośród 15 podstawowych postaci wybrać dla siebie? Każda z nich posiada takie same cechy charakterystyczne, jak ilość zdrowia czy punkty akcji (tutaj żetony energii) natomiast różnią się zdolnościami, dodatkowymi umiejętnościami oraz bonusami w walce. A jak wiemy, bonusy zawsze mają znaczenie.
Na pierwszy rzut oka grafiki postaci wydawały się skopiowane z innych gier typu fantasy – przypominają postacie z Diablo czy League of Legends – jednak po oswojeniu z obrazkami okazało się, że mają one całkiem interesującą kreskę i prezentują się bardzo wyraziście, skutecznie przyciągając spojrzenia znad stołu. Esteci na pewno będą ukontentowani wyglądem kart postaci, jak i ich pionkami mimo, że nie są wykonane z powszechnie spotykanego plastiku.
Co do opakowania całości, to jest ono bezlitosne dla naszych Kallax-ów czy też Billy-ich. Większość miejsca w pudełku zajmuje wypraska, którą wypełnia powietrze; ilość komponentów bez problemu zmieściłaby się w pudełku połowy tych rozmiarów, sprawiając ogromną ulgę naszym przeciążonym regałom czy też półkom wstydu.
„I am the law”
Za prawo w grze można uznać akcje, jakie możemy wykonać w trakcie swojej rundy, a mamy ich aż 10. Część z nich to akcje główne, inne zostały nazwane dodatkowymi, a kolejne, możliwe do wykonania raz na turę – specjalnymi. Różnią się one między sobą wymaganym nakładem energii niezbędnym, by daną akcję wykonać. Wśród akcji głównych znajdziemy Ruch, Budowę oraz Zastawianie pułapki. Wszystkie pozwolą bohaterowi zbliżyć się do upragnionego celu oraz utrudnią dążenie do niego przeciwnikowi, nam pozostaje jedynie uważać, aby nie wpaść w zastawioną przez siebie, przeciwnika, bądź labirynt pułapkę.
Gdy już zmęczą nas trudy klasycznej eksploracji labiryntu, możemy się zabawić w alpinistę. Na korytarzach, które zawierają mosty, możemy zmieniać trasę za pomocą akcji Wspinaczka/Zejście. Ta jednak będzie naszą postać oszałamiać, więc dla zniwelowania tego efektu będziemy uskutecznić Odpoczynek np. w słowiańskim przykucu – obowiązkowo w okolicy stołu. Gdy zaś spotkamy na swojej drodze przeciwnika, gracza, czy też potwora, będziemy musieli przeprowadzić złowrogi Atak. Walki tutaj są rozwiązane podobnie jak Talizmanie, wykonujemy test rzucając dwoma kośćmi K6, a następnie porównujemy wyniki z przeciwnikiem, nie zapominając o dostępnych bonusach, czy zdobytym w czasie eksploracji ekwipunku.
Wachlarz dostępnych opcji nie został jeszcze w pełni wyczerpany: do naszej dyspozycji są dostępne akcje dodatkowe. Grając bez zawartych w pudełku dodatków, taka akcja jest jedna, z dodatkami: już dwie lub trzy. Podstawową akcją dodatkową jest Ruch Golemem i ma ona kluczowe znaczenie dla przebiegu rozgrywki. Zapytacie: dlaczego? A dlatego, że Golem pilnuje „serca” labiryntu, a jeśli na nim pozostanie, nie będziemy w stanie ukończyć gry. Pozostałe akcje z dodatków to Ruch Potworami – analogiczny do ruchu Golemem – oraz Wywołanie Zdarzenia. Zagrane zdarzenia mogą mieć wpływ na wszystkich graczy walczących o dominację w labiryncie lub na osobę zagrywająca daną kartę, co często wymusza zmianę przyjętej taktyki.
„Wejdź do labiryntu albo giń.”
Jeśli chodzi o śmierć w tej grze, to jest o nią bardzo ciężko, gdyż autorzy zastosowali podejście do tematu zgoła odmienne, niż Adam Kwapiński w Nemesis. Nasza postać nie umiera, jedynie po utracie wskaźników życia trafia ponownie na pole startowe, tracąc swój ekwipunek – podobnie jak np. w grach komputerowych serii Diablo. Jeśli natomiast spotkamy na swojej drodze Golema – strażnika niczym mityczny Minotaur – odeśle on nas również na pole startowe, jednak nie pozbawiając nas przy tym ciężko zdobytego ekwipunku. Zabieg ten zdecydowanie wzmacnia pozytywne odczucia wobec gry, gdyż każdy uczestnik będzie walczył do samego końca o laur zwycięzcy i upragnioną nieśmiertelność.
Jeśli jednak ktoś nie ma problemu ze śmiercią, a do tego wierzy w reinkarnację, może zastosować opcjonalny wariant rozgrywki, jakim jest zamiana postaci po jej śmierci. Zabieg ten pozwala w trakcie jednego posiedzenia – w zależności od naszego szczęścia – przetestować więcej niż jedną postać. A nadmienić należy, że nie jest to jedyny dodatkowy wariant proponowany przez autorów gry.
Dla każdego coś innego
Z grą jest jak w powiedzeniu, „każda potwora znajdzie swojego amatora”. Jestem w stanie stwierdzić, że tytuł ten jest mniej znany tylko z tego względu, że nie stoi za nim żaden większy wydawca. Gdyby był on częścią portfolio jednego z czołowych polskich wydawnictw, na pewno byłby szerzej znany i rozpropagowany.
Osobiście trafiłem kiedyś na ten tytuł – przez przypadek – w największym polskim serwisie aukcyjnym, gdzie jest sprzedawany bezpośrednio przez wydawcę. Nie oznacza to, że nie jest on dostępny w sklepach hobbystycznych. Polecam sprawdzić w swoim ulubionym lub chociażby na www.planszomania.pl.
Każdemu, kto nie zna tego tytułu, polecam przetestować go osobiście. Rozgrywka, w zależności od nastawienia, może być bardziej lub mniej dynamiczna, jednak każdy znajdzie tutaj coś dla siebie dzięki negatywnej interakcji w postaci Golema, walki czy też zastawiania pułapek. Ilość kafli, wraz z możliwościami ich rozmieszczenia, a także dodatki zamieszczone w pudełku zwiększają regrywalność, przez co gra szybko się nie znudzi. Przy obecnych cenach podobnych tytułów zdecydowanie warto dać szanse niszowej pozycji z naszego podwórka. Testując tę grę dla Was, bawiłem się przednio. Teraz niecierpliwie czekam, aż moja latorośl trochę podrośnie, żeby móc ją powoli wprowadzać w bardziej zaawansowane gry planszowe – ten tytuł wydaje się do tego stworzony. Zachęcam, abyście poznali Golema bliżej – wszak „Każdy labirynt ma swego Minotaura”.
Liczba graczy: 2-6
Czas rozgrywki: 60 – 120 min
Zalecany wiek: 14 +
Plusy:
+ bardzo dobry stosunek ceny do ilości dostarczonej rozrywki
+ dynamiczna rozgrywka
+ w pudełku zawarto dodatki, opcjonalne warianty oraz zasady rozgrywki
+ rodzima produkcja
+ wysoka regrywalność
Minusy:
– przeciętna jakość kart – po kilku przetasowaniach widać mocne ślady użytkowania
– niezbyt czytelna instrukcja
– słaba czytelność kart, przez dużą ilość symboli wymieszanych z tekstem
– zdecydowanie za duże pudełko w stosunku do jego zawartości
Ginet (6/10): Czuć w Labiryncie ducha myśli planszówkowej lat 90-tych. I to w pozytywnym jak i negatywnym tego słowa znaczeniu. Staroszkolny klimat przywodzi wspomnienia beztroskich czasów dzieciństwa i wielogodzinnych rozgrywek w Magiczny Miecza. To niezaprzeczalny plus dla kogoś kto chce sobie powspominać przy stole. Z drugiej strony mechanika, jak na obecne czasy wydaje się archaiczna, a budżetowość gry bije po oczach. Szczególnie o pomstę do nieba woła redakcja instrukcji, która nie dość że posiada ultra małą czcionkę, to jeszcze ktoś wpadł na pomysł, żeby posługiwać się w niej ikonografią co wręcz zabija u mnie chęć zaglądania do niej. Ocena głównie za sentyment, jaki gra u mnie wzbudziła. Jak ktoś lubi planszówki w stylu retro, ma sokoli wzrok i bez problemów łapie piktografię może spróbować. Jeżeli nie … no cóż, spróbować zawsze można, a nuż znajdziecie w grze coś czego ja nie dostrzegłem.
Grę Labyrinth: Paths of Destiny kupisz w sklepie
Dziękujemy firmie StarHouse Games za przekazanie gry do recenzji.
Ogólna ocena
(7/10):
Złożoność gry
(7/10):
Oprawa wizualna
(6/10):