Były ptaki, były smoki, a teraz czas na ryby. Trzecia odsłona popularnej planszówki zabiera nas do podwodnego środowiska. Jak przy każdej grze, która jest wydawana po raz kolejny ze zmienionym tematem, nasuwa się pytanie o zasadność tworzenia podobnych planszówek. Sprawdźmy zatem, czy lepiej unosić się w przestworzach, czy może zanurzyć się w głębinach. Co zmieniono? Jest lepiej czy gorzej? A może po prostu inaczej?
Pierwsza gra z całej serii bardzo przypadła mi do gustu. Ładne wydanie, urocze jajka, duża dawka informacji o ptakach i mechanika pozwalająca na satysfakcjonujące rozgrywki sprawiły, że Na skrzydłach znalazło stałe miejsce na moim regale. Podwodna wersja, choć dostała pudełko tej samej wielkości, ma mniej imponujące komponenty. Może i karmnik irytuje niektórych graczy, ale ptasie jaja pięknie prezentują się na stole. Niestety tego samego nie można powiedzieć o ikrze/narybku i ławicach, które to zostały zredukowane do żetonów. W dodatku gdyby nie podpis w instrukcji, do teraz zastanawiałabym się, co do ryb mają gałki oczne, które okazały się być ikrą. Ikony psują cały klimat, którego i tak w eurograch najczęściej na próżno szukać. Ilustracje zwierząt nie są tak urocze jak ptaków, ale wynika to najpewniej z tego, że losowa sikorka jest ładniejsza od przeciętnej makreli, chociaż to mocno subiektywne stwierdzenie.
W ciągu czterech rund odpowiadających czterem tygodniom będziemy zagrywać karty ryb, czyli odkrywać je w podwodnym środowisku. Drugą opcją jest wysłanie płetwonurka na ich obserwację i badania, co oznacza zbieranie korzyści. Aby mieć nowe gatunki w naszym prywatnym oceanie, musimy opłacić koszt wskazany w lewym górnym rogu karty, a także zwrócić uwagę na strefy i sektory, w których może zostać umieszczona. Dostajemy także korzyści przy zagrywaniu, aktywowaniu lub na koniec gry, w zależności od informacji znajdujących się na kartach.
Jeśli zdecydujemy się na nurkowanie, po wybraniu sektora będziemy zanurzać się, zaczynając od górnej strefy jasnej, przez mroczną aż do ciemnej, zbierając profity zarówno z coraz głębszych obszarów, jak i aktywowanych po drodze ryb. Dodatkowo nagradzany jest pierwszy śmiałek, który dotrze na samo dno w danym tygodniu. Ale z racji tego, że każdy ma swój osobisty ocean, nie ścigamy się z innymi. Patrzymy tylko na swoich płetwonurków. Wychodzi na to, że w tym przypadku osiągnięcie dna jest sukcesem.
Początkowo z dystansem podeszłam do wodnej wersji. Mechanicznie wydaje mi się nieco prostsza od oryginału, chociaż wiele odczuć jest podobnych. Obie gry mają praktycznie zerową interakcję z innymi graczami. Okazuje się, że zarówno prowadzenie rezerwatu ptaków jak i eksplorowanie oceanicznych głębin to bardzo samotne zajęcie. Na szczęście to akurat nie jest dla mnie minusem, ponieważ lubię grać sama dla siebie, tworzyć i rozwijać silniczek, który z każdą rundą przynosi mi więcej i więcej. Natomiast dla osób chcących wypowiedzieć w kierunku współgraczy coś więcej niż pytanie o to, czyja teraz kolej, może nie być to dobra pozycja.
W Na skrzydłach oprócz celów, które obowiązywały wszystkich graczy, każdy wybierał także jedną kartę bonusową, która była celem indywidualnym. Było to kłopotliwe dla osób nieznających gry, ponieważ nie wiedzieli, czego można się spodziewać, więc ich wybór był w ciemno. Ale nawet znając występujące karty ptaków, nie ma możliwości przewidzenia, które będą dostępne oraz czy akurat będzie nas na nie stać. Mimo tego ogromną przyjemność sprawiało mi zbieranie ptaków z kolorami w nazwie, nazwą geograficzną lub o określonej rozpiętości skrzydeł. Rybki nie dostały takich fajnych wyzwań. Mechanikę okrojono z takich niepotrzebnych i odrywających od głównego zadania dodatków, a moim zdaniem było to bardzo przyjemne urozmaicenie.
W wodzie kostki średnio się turlają, więc się ich pozbyto. Ten element mi nie przeszkadzał, ale szedł w parze z karmnikiem, który dla wielu był problematyczny, choć nie można mu odebrać walorów estetycznych. Ta zmiana jest dla mnie neutralna i nie ma wpływu na ocenę żadnej z gier. Natomiast gdy zahaczyłam o estetykę, to nie mogę nie przyczepić się do kart ryb. Nie znam się na nich, więc do samych grafik się nie odniosę. Jednak wszystko, co się dzieje wokół nich, to chaos, brak spójności i złe rozmieszczenie ikon. Może się czepiam, ale karty ptaków są eleganckie, odległości między symbolami i napisami są zachowane, więc wszystko wygląda po prostu schludnie. Przy rybkach trochę się to rozjechało, a czasami ikony prawie wchodzą na nazwę gatunku.
I te gałki oczne… Można było trochę więcej uwagi poświęcić zarówno symbolom jak i ich rozmieszczeniu na kartach. Szczególnie przy kolejnym tytule z serii, bo wiadomo, że będzie porównywany z pierwowzorem. Mniejsza dbałość o szczegóły zostanie zauważona i dla wielu będzie potwierdzeniem odcinania kuponów, a nie tworzenia odrębnego, wartego uwagi tytułu.
Doceniam walory edukacyjne zarówno ptasiej, jak i rybnej wersji. Gry uczą m.in. logicznego myślenia, planowania i zarządzania zasobami, a także godnego przegrywania, co szczególnie dla młodych graczy jest ważną lekcją. Natomiast dawka wiedzy w postaci informacji o tak wielu gatunkach ptaków i ryb jest świetną okazją do zainteresowania dzieciaków i być może odkrycia nowego hobby. Dorośli może nie skorzystają tak bardzo z tego elementu, ale jeśli już są miłośnikami którejś ze wspomnianych gromad zwierząt, to na pewno tematyka będzie dla nich dużym plusem.
Wspominając o różnych towarzyszących grze aspektach, docieramy do sedna, czyli mechaniki. Została ona nieco uproszczona i wygładzona. Wyeliminowano zbędne elementy, które czyniły Na skrzydłach trochę bardziej złożoną, chociaż obie planszówki nadal nie należą do trudnych. Ptasia wersja została zaprojektowana z większą dbałością o szczegóły, natomiast rybki trochę na siłę wciśnięto w ustalone wcześniej ramy i dostosowano w miejscach, w których nie do końca działały oryginalne rozwiązania. Czy to źle? Niekoniecznie. Odstawiając pierwowzór na bok, uważam, że Na dnie morza broni się jako samodzielna gra. Należy oczywiście wziąć pod uwagę kategorię planszówki. Jest to pasjans dla fanów budowania silniczka i brak interakcji czy klimatu to cechy, które należy zaakceptować lub sięgnąć po inny tytuł.
Pytanie o to, czy warto zakupić obie wersje lub w skrajnych przypadkach nawet trzy, jest zasadne. O smokach nie mogę się wypowiadać, bo ta wersja nie trafiła na mój stół. Natomiast ptaki i ryby są nieco różne, ale jednak na tyle podobne, że przeciętny gracz niekoniecznie będzie chciał wydawać pieniądze i zajmować miejsce na półce dwoma podobnymi pudełkami. Ptaki wygrywają wyglądem i mają po swojej stronie efekt zaskoczenia graczy, ponieważ pojawiły się jako pierwsze. Na skrzydłach z racji minimalnie większej trudności oraz kilku dodatków rozbudowujących grę, nadają się bardziej dla zaawansowanych graczy. Natomiast osoby, które nie rozkładają mechaniki na części pierwsze, nie analizują każdej zasady na trzy różne sposoby i podchodzą do gier bardziej hobbystycznie niż profesjonalnie, powinny wziąć pod uwagę tematykę i cel posiadania tego konkretnego tytułu.
Ja wolę ptaki, ale jednocześnie jestem płetwonurkiem, więc z kolei element zanurzania się w głębinach przyciąga mnie do rybek. Z drugiej strony to, co dla wielu jest plusem, czyli dodatki, dla mnie jest irytującą praktyką, która poniekąd wymusza na graczach kupowanie kolejnych pudełek, aby mieli poczucie, że mają pełną grę i wszystkie dostępne warianty. Rzadko nabywam rozszerzenia i zdecydowanie wolę tytuły, które ich po prostu nie mają. Dlatego nie mając pojęcia o różnicach w mechanice i będąc niedzielnym graczem, wybrałabym ryby, bo nie chciałoby mi się zastanawiać, ile pudełek muszę kupić i ile setek wydać na pełną wersję ptasiej edycji.
Finalnie uważam, że Na dnie morza to odcinanie kuponów, ale gra zasługuje na własne miejsce w świadomości graczy. Nie zepsuto oryginalnej mechaniki, a i takie przypadki się zdarzały, tylko ją okrojono i dostosowano do innego środowiska. Dla wielu doświadczonych i doinformowanych osób jest to kolejny tytuł serii. Natomiast drugie tyle właśnie wchodzi w nasze hobby i oni mają do wyboru po prostu tytuł o ptakach, smokach i rybach. Znaczna większość z nich wybierze tematykę, a nie mechanikę i uważam, że to dobrze, że taki wybór mają. Gdybym nie miała żadnego pudełka i dostała tylko Na skrzydłach lub tylko Na dnie morza, to byłabym zadowolona w obu przypadkach.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.