Trzeba mi uczciwie przyznać, iż nie spodziewałem się takiej reakcji na pierwszy mój artykuł i pozytywnie wpłynęło to na prędkość prac nad kolejnymi częściami moich dywagacji. Zanim jednak zacznę się wgłębiać w sens dzisiejszego odcinka słów kilka tytułem wyjaśnienia spraw nurtujących czytelników poprzedniego felietonu.
Po pierwsze muszę uderzyć się w piersi i przeprosić za odrobinę chaotyczny wstęp ostatnim razem, ale nie spodziewałem się iż dwa teksty : pierwszy opowiadający o mnie i drugi będący właściwym felietonem pojawią się jako jedno. Spowodowało to odrobinę zamętu w brzmieniu samego czytadła. Postaram się, aby podobne nieścisłości nie miały już więcej miejsca.
Po drugie – padło ważne pytanie o czym będzie ten cykl… Chyba najprościej stwierdzić by mi było – nie wiem. Obawiam się jednak, że po takim postawieniu sprawy niewielu dotrwało by do końca akapitu. Tak więc może napisać o czym ten cykl nie będzie? Ale to również karkołomne zadanie. Na dziś postawię taką, mało skromną, tezę, iż będzie to cykl o tym jak tworzy się i rozwija na Waszych oczach gra. Mam nadzieję, iż stanie się to z Waszą pomocą. Jak niektórzy już pewno zdążyli zaobserwować nie jestem mistrzem prostego dążenia do celu. Lubię dywagacje i ogólny styl publicystyki gawędziarskiej – stąd też taki, a nie inny tok przelewania myśli na „papier”.
Po kolejne – czym będą „Drogi do wolności” jako gra? Tu też mam problem z odpowiedzią. Myślę, iż wynika to z zagmatwanej definicji eurogra… ameritrash… gra strategiczna… Ciężko dopasować się pod jakieś jedno kryterium. Wiem, że będę dążyć do maksymalnej prostoty mechaniki. Takiej prostoty jaką charakteryzuje się GO. Wiem jednak, iż prawie na pewno nie uda mi się zrobić tak prostej mechaniki – postaram się więc zrobić ją przejrzystą. Niech mechanika służy graczowi, a nie gracz mechanice. Na pewno nie będzie w niej skomplikowanych tabelek. Ale może pojawi się rzut kością? Uważam iż jakiś element losu być musi – ale raczej w kontekście 5/6 szansy na wywołanie strajku niż w prostym rzuć k6 na 3 idziesz do więzienia.
Co do grywalności gry opartej na realiach historycznych – po kilku testach bardzo wstępnej mechaniki muszę stwierdzić – cytując moich testerów: ”… komuniści czy opozycja – wszyscy mamy sytuację do…”, ale chcą grać dalej. Realia nie przeczą grywalności – wręcz przeciwnie znacząco wpływają na odbiór gry.
Wracając do głównego wątku dzisiejszego felietonu. 11 listopada – Narodowe Święto Niepodległości. Idealna, rzec by można, data na rozważania czym jest zwycięstwo w tej grze. Czym tak naprawdę są punkty zwycięstwa? Z jednej strony można by powiedzieć, iż PZ też istnieją w życiu. Jest to ludzka pamięć: jak ocenimy stan wojenny, jak oceniamy Westerplatte, jak oceniamy wybory 89, a jak zburzenie muru… Ale to są subiektywne oceny. Jak odnieść te oceny do całego narodu?
Mam w grze parametr nazywający się poparcie społeczeństwa– i to nawet w trzech głównych warstwach społecznych w PRL-u (pamiętacie? Robotnicy, chłopi i inteligencja). W grze pokazuje on, którą stronę popiera większość – czy komunistyczny raj czy opozycyjną walkę. Postanowiłem związać z nim odrobinę punkty zwycięstwa. Są bowiem wybory i referenda w historii Polski. Pokazywały one kogo popiera Naród. To nic, że były one fałszowane (komuniści w grze otrzymali nawet specjalną kartę z okazji takiego działania). Świadczą one jak odbierane są siły polityczne w naszym kraju. Dodałem do tego działania które mogą mieć znaczenie dla obywateli – choć na bieżąco nie uświadamiają sobie tego, to po latach przychodzi refleksja, iż było to działanie dobre lub złe. Punkty dodatnie, punkty ujemne. Na koniec gry bilans kogo poprze większość, ten zwycięży. Nie ważne czy będzie to miało miejsce w wolnych wyborach czy też po latach wrócą idee tylko pod inna nazwą, innym szyldem. Ten kto osiągnie więcej takich punktów w „świadomości” obywateli wygrywa. Czy w życiu czy w grze.
Ale jest też i inna możliwość . Ktoś osiągnie mityczne 20 punktów. Wygrana automatyczna. To znaczy? Ano spójrzcie na Chiny, Koreę północną, czy Kubę. Każde z tych państw osiągnęło moim zdaniem 20 punktów dla komunistów. Może się ktoś zgadzać albo nie. Różne są to ustroje. Ale trwają do dziś i noszą miano komunizmu. A zresztą sam Związek Radziecki? Przepraszam, Rosja. Też to taka inna forma dyktatury. Pod fasadą demokracji. Jak widzicie różnie to bywa. Dlatego też myślę, iż punkty zwycięstwa to po prostu nastawienie obywateli i przekonanie ich, że innej drogi nie ma. Nie wszyscy w państwie się zgodzą. Być może będzie i opozycja, ale bez możliwości działania. Pamiętajcie, iż opozycja to siła która jest w przeciwieństwie do aktualnie rządzących. Tak więc może przy 20 PZ dla sił niepodległościowych w Polsce będzie jakaś cicha opozycja twierdząca, iż za komuny było lepiej?
To mniej więcej na tyle dzisiaj. Następny felieton za jakiś czas.
Skoro mozemy sie zgadzac to ja poprosze.
Wszak zamordyzm to nie to samo co poparcie spoleczne dla ustroju – byc moze w Korei Pln. ludzie sa swiecie przekonani ze to USA jest przyczyna ich wszystkich nieszczesc /odciecie od swiata zewnetrznego i informacji/. Moze wiekszosc Chinczykow uwaza, ze to komunizm sprawia, ze wiedzie im sie coraz lepiej. Ale tacy Kubanczycy – wydaja sie calkiem dobrze poinformowani, ze wzgledu na nierzadkie kontakty ze Stanami (rodziny, turysci). Gdyby tak nie bylo – nie ryzykowaliby zyciem uciekajac z wyspy (podobne spektakularne ucieczki mialy miejsca za czasow Zelaznej Kurtyny) Czy tam naprawde jest 20 punktow zwyciestwa?
Ja tam w Rosji żadnej dyktatury nie widzę.
Widzę ludzi przy władzy, służby specjalne, mafię i oligarchów. Wszyscy stoją w kółeczku trzymając się za jaja.
Po pierwszym felietonie odniosłem wrażenie, że gra jest już gotowa, a przynajmniej jej szkielet, czyli mechanika, nie zaś że jest dopiero w fazie wczesnych testów. Chyba że i po 2 felietonie odniosłem złe wrażenie?
Ja z tą interpretacją zwycięstwa się zgadzam. Przecież nie oznacza ono wcale, że zostało odniesione czystymi środkami, i że poparcie ludu oparte jest na szczerości. Dla komunistów te 20 punktów może być też dziełem wywołania strachu, ogłupieniem społeczeństwa, wmówieniem, że nie ma innej drogi i że praca i kiełbasa to szczyt szczęścia.
Co do nazewnictwa gry – chyba najłatwiej byłoby ją nazwać po prostu polityczną.
Co do prostoty mechaniki – ucieszyłem się że inspiracją gry było znakomite Twilight Struggle. Uważam, że jeśli gra osiągnie jej poziom, to będzie znakomicie. Jeżeli będzie lepsza, to jeszcze lepiej. Ostrożny byłbym jednak z nadmiernym upraszczaniem mechaniki. Aby wyrazić skomplikowane mechanizmy czasem i zasady musza być nieco skomplikowane, a upraszczanie wszystkiego może grę spłycić. Pewnie odniosłaby sukces, będąc prostą grą o chwytliwym temacie, w szerokich kręgach, ja jednak wolałbym poświęcić czas na dłuższe czytanie instrukcji i poznawanie gry, mając w zamian grę, która się nie nudzi, wymaga umysłowego wysiłku, ma wiele strategii, które często poznaje się dopiero po kilku grach.
to ja się jeszcze raz upomnę o Kościół Katolicki w tej grze. Może występować nawet jako trzecia strona ;)
Trzecia strona – rozumiem, ze jesli wygra to Polska zamienia sie w panstwo koscielne? ;)
Z pewnoscia jest kilka waznych sil, ktore mialy wplyw na zmiany w Polsce – Kosciol, Ronald Reagan etc.
To jak to zostanie ujete w mechanice gry to inna sprawa.
czy gra się toczy o zdobywanie społecznego poparcia przez strony? coś w rodzaju przeciągania liny, czyli bilans poparcia na zakończenie decyduje o wygranej, a ewentualne dociągnięcie do sciany (20 pkt) kończy grę wcześniej? a może społeczne poparcie jest narzędziem do zdobywania właściwych punktów w inny sposób?