Czy jedynym sposobem na przetrwanie jest eliminowanie innych gatunków? Czy tylko drapieżniki są w stanie zdominować populację? Czy dobór naturalny działa zawsze tak samo? Ewolucja: Pochodzenie gatunków to gra karciana, która pozwoli nam potwierdzić lub obalić darwinowskie prawa ewolucjonizmu na własnym stole. Zęby nie zawsze będą tak mocne, żeby zagryźć innych, a najgrubsza nawet tkanka tłuszczowa może okazać się bezwartościowa w obliczu jednej rundy bez pożywienia. Tu nie wystarczy być agresywnym – trzeba sięgnąć do dużo bardziej wyrafinowanych metod w trudnej sztuce przetrwania.
Liczy się wnętrze!
Po pierwszym rzucie okiem na pudełko oraz 84 karty znajdujące się w owym kartoniku, gra nie powala walorem estetycznym – grafiki są dość proste, kolorów raczej zbyt wielu również nie uraczymy. Warto jednak zwrócić uwagę na odpowiednio dobrany kontrast, który wyłuszcza nam ważne dla mechaniki elementy. Czcionka na kartach, choć mała, jest czytelna. Symboli jest raptem kilka, przez co łatwo połapać się w nich grającym w grę po raz pierwszy. Rewers kart jest taki sam i (uwaga!) również wykorzystywany jest w czasie gry. Cóż więcej? Jest jeszcze garstka żetonów w 3 kolorach wykonanych z plastiku. Zabolało to wielbiciela drewna, jakim jestem, ale jakoś ten plastik przełknąłem. Są one znacznikami pożywienia – w kolejnych wydaniach gry warto byłoby nadać im kształt różnych zdatnych do spożycia elementów. Trzeba również wspomnieć o dość przejrzyście napisanej instrukcji, która na samym końcu ilustruje niektóre, mogące przysporzyć trudności, mechaniki.
Jak to „ugryźć”?
W grze kreować będziemy i ewoluować najróżniejsze gatunki. Każdą kartę wykorzystać można:
1. jako nowe zwierzę/gatunek (wystawiając ją rewersem do góry);
2. jako cechę (przypisując ją wcześniej wystawionemu zwierzęciu/zwierzętom).
Sama zaś gra dzieli się na rundy składające się z 4 faz każda – rozwoju (1), określania zasobów w banku żywności (2), żywienia (3) oraz wymierania gatunku i dobierania kart (4).
Wszelkie narodziny nowych gatunków i wzmacnianie istniejących zachodzi w fazie rozwoju. Strategii może nie można tu wyłonić bez liku, ale zestaw kart od G3, daje możliwość, by trochę pokombinować. Niektóre z cech będą więc chronić nasze zwierzęta przed zębiskami drapieżników, inne wzmacniać nasze „wilki alfa”, by skuteczniej zdobywały pożywienie. Nie jest jednak tak łatwo! Im bowiem silniejszy zwierz, tym więcej mieści jego żołądek – nie zadowoli się byle jakim kąskiem – prawie każda cecha zwiększa jego apetyt. I tu kłania nam się pan Darwin – przetrwają bowiem ci, którzy zdobędą odpowiednią ilość pożywienia, dominując tym samym inne gatunki. Sposobów na najedzenie się mamy bez liku, ale zawsze musimy pamiętać, aby żołądki na koniec rundy były pełne – natura jest bowiem nieubłagana. Tak jak w Agricoli nasi wieśniacy drżą przed fazą żniw, tak w Ewolucji nasz zwierzyniec podkuli ogony przed fazą wymierania. Wszystkie bowiem, które nie zdobyły odpowiedniej ilości pożywienia, będą gryźć trawę, ale… od spodu. Kluczowa jest więc faza żywienia – to w niej właściwie „rozdawane są karty”. Jeśli myślicie, że jest tak sielsko, to po raz kolejny niestety sprowadzę was do parteru. W przyrodzie każdy rok przynosi inne plony – toteż każda runda też będzie inna. Nieraz wszędzie przewijać się będą niedojedzone resztki czerwonych żetonów, innym razem nasze zwierzaki zagryzać się będą o tę garść pożywienia z zasobów ogólnych.
Kto lepszym Darwinem?
Ziemię opanują gatunki tego z graczy, który na koniec gry posiada największą liczbę zwierząt i cech – każda z cech jest odpowiednio punktowana. Nie zawsze wiele znaczy więcej. Można mieć jednego, ale za to ultra-super-mega-giga-zwierzaka i wygrać z grupką „hołoty” przeciwników.
Taki mały, taki duży może Darwinem być?
Autor Ewolucji przewiduje, że do zabawy w kreację gatunków zasiąść mogą osobniki w wieku 12+. Czy aby na pewno trzeba osiągnąć aż tak zaawansowany wiek młodzieńczy? Wydaje mi się, że poziom gry pozwala spokojnie „pogryźć się” i z młodszymi.
Co dwa zęby, to nie jeden!
Gra pozwala nam zasiąść do stołu w składzie od 2 do 4 graczy. Nie da się jednak ukryć, że optymalny jest ten górny pułap – czuć wtedy presję konieczności zdobywania pożywienia nim zrobią to inni oraz złowieszczy wzrok nie kilku, ale kilkunastu oczu, z których każda para czeka tylko aż podwinie nam się łapa/kopyto/nóżka. Nie dłuży się nawet przy pełnym składzie.
Z kogo Darwin będzie dumny?
Ewolucja: Pochodzenie Gatunków to kompaktowa gra karciana, która sprawdzi się w sytuacjach, gdy nie mamy czasu na ciężkie euro, albo nie lubimy długich, skomplikowanych gier. Tytuł nie należy do mózgożernych – spokojnie można zagrać po ciężkim dniu, nie zmęczyć zbytnio szarych komórek przy kilkudziesięciominutowej partii. Jeśli szukacie dobrego fillera w postaci karcianki – zachęcam do zagrania i sprawdzenia się w roli uosobionego „doboru naturalnego”.
Autor: Włóczykij
Zdjęcia: Ginet
Ginet (6,5/10) Skoro już ktoś mnie ubiegł w napisaniu recenzji Ewolucji, to się chociaż dopiszę :)
Jeżeli chodzi o wykonanie graficzne, to obiektywnie – nie powala. Subiektywnie – mi się akurat podoba. Purytański charakter grafik i kolorów na kartach pasuje mi klimatycznie do dopiero co tworzącego się świata. Jakość wydania jest porządna, czyli jak w wypadku wszystkich karcianek G3. Trochę za to mi dokucza mała ilość żetonów pożywienia (zwłaszcza tkanki tłuszczowej), których nieraz nam brakło i trzeba było stosować zamienniki. Pudełko małe, zgrabne, spokojnie mieści się w większej kieszeni, przez co jest wygodne w transporcie.
Co do instrukcji, to autor recenzji chyba potraktował ją zbyt łagodnie. Niby na pierwszy rzut oka wszystko w niej jest i wiemy jak grać, ale już podczas rozgrywki wychodzą kwiatki, których rozwiązania próżno szukać w zasadach. Trzeba jednak oddać G3, że zareagowało sprawnie i wrzuciło na stronę produktu (TUTAJ) FAQ z wyjaśnieniem wątpliwości (które, na marginesie, jest 6 razy obszerniejsze niż sama instrukcja)
A jeżeli chodzi o wrażenia? Podoba mi się mechanizm zagrywania kart na 3 różne sposoby – jako gatunek lub jedna z dwóch cech. Pomysł to, co prawda, nienowy, ale wykorzystanie go w niewielkiej karciance budzi mój szacunek, bo każe wysilić szare komórki ponad przeciętny poziom, jakiego można by się spodziewać po tej wielkości pudełku. Podoba mi się też mechanika budowy supergatunku i dbania o to, żeby ten supergatunek wyżywić. Nie podoba mi się za to coś, co wielu do Ewolucji przyciąga – negatywna interakcja. Rozumiem jeszcze, żeby komuś podkładać Pasożyta, żeby utrudnić mu życie, ale że ktoś w 1 ruchu może wyhodować jakiegoś karakana z jedną czy dwoma cechami, który w ostatniej rundzie zeżre moją megawypasioną bestię, na której hodowlę poświęciłem całą grę – to już duża przesada. A że punktujemy tylko na końcu, to łatwo jednym takim ruchem zniszczyć przeciwnikowi całą partię. I z tego głównie powodu do tej gry nie siadam zbyt często.
Dobra, teraz już wyjdę na hejtera wylewającego jad pod kolejną recenzją konkursową. Ewolucja ma całe morze wad (dobrze, że kolega Ginet chociaż kilka z nich wypunktował w dołączonym podsumowaniu). Błędy na kartach, w instrukcji (autor zaglądał chociaż raz na stronę wydawnictwa?) nieprecyzyjne opisy zdolności… kolejny recenzent, który boi się wspomnieć o wadach gry, albo kompletnie ich nie dostrzega, bo za mało grał. Teraz to już jestem pewien, że takie konkursy może wygrać tylko pozytywny, miałki tekst. Dostaliście w ogóle jakieś krytyczne recenzje? Czy tylko takie opisy?
Konkretne zarzuty, bardzo dobrze. :) Czy dostaliśmy negatywne recenzje – Nie. I nie ma w tym nic dziwnego, gdyż pisanie negatywnej recenzji jest dużo mniej przyjemne niż pozytywnej. Przede wszystkim dlatego, że trzeba się zmusić do dobrego poznania gry, która się nam nie podoba. A później jeszcze poświęcić czas żeby o niej napisać… Logiczne więc, że osoby piszące na ten konkurs opisywały gry, które im się bardzo podobają a wady nie są dla nich istotne albo przynajmniej kluczowe.
@RAJ ja wysłałem negatywną recenzję Ewolucji, także jestem bardzo zaskoczony taką odpowiedzią… Opublikuję ją na swoim blogu, bo nie chcę, żeby się zmarnowała :) I Ewolucji mocno się ode mnie dostało
@Kamil. Była. Być może RAJowi umknęła w natłoku innych (było ich sporo). Bardzo dobra analiza krytyczna ale niestety zabrakło opisu samej gry. Gdyby miała wszystkie elementy wymagane w recenzji prawdopodobnie dostałaby – przynajmniej ode mnie – głos. Cieszę się, że ją opublikujesz – uważam, że warto. Zajrzę do Ciebie na bloga – bo w paru aspektach się nie zgadzam i chętnie podyskutuję ;)
A sorry – przyznaję się bez bicia, nie czytałem wszystkich prac – ale też nie głosowałem przy wyborze najlepszej. Jak wspomniała Aśka – zabrakło opisu gry. Popraw to i chętnie tę recenzję opublikujemy.
Limit znaków wynosił 5000 – stwierdziłem, że opis gry to strata czasu w przypadku tak krótkiego tekstu – wolałem skupić się na mankamentach. Opis gry można przeczytać na stronie wydawcy – osobiście za bardziej wartościowe z punktu widzenia czytelnika uznałem wypunktowanie wad :) Bo z opisu gry niewiele wynika.
Dzięki RAJ, konkurs potraktowałem jak dobrą zabawę :). Rozbuduję tekst i umieszczę na swoim blogu (kawanaplansze.blogspot.com) – zapraszam do lektury za kilka dni :)
Jak dla mnie to ta gra jest …. zepsuta. To jest to, co w ostatnim akapicie napisał Ginet: losowość + niekontrolowana negatywna interakcja (mechanizmów ograniczających ją jest w grze niewiele) implikuje to, że przy szczęśliwym układzie kart jednym ruchem można zniszczyć przeciwnikowi całą grę. I to bez większego błędu z jego strony. W dwie osoby w ogóle lepiej nie zaczynać (chyba, że zrezygnujecie ze złośliwości) bo gra nie wybacza błędów, przy czym nie są to stricte błędy co układ kart + prawo silniejszego. Przegrywający praktycznie nie ma szansy na odbicie się od dna. W układzie wieloosobowym jest już lepiej o ile każdy będzie grał pod siebie nie zawiązując sojuszy w celu wykończenia innych przeciwników. Ta gra po prostu ma zbyt słabe mechanizmy kompensujące losowość (która niestety jest częścią integralną takich karcianek), wręcz przeciwnie – ich brak (brak kontroli negatywnej interakcji) uwypukla tę losowość, sprawia, że staje się ona bolesna i czasem przychodzi moment, kiedy już nic nie można zrobić.
Mimo to…. grę uwielbiam, stoi u mnie w rankingu bardzo wysoko, wyzwala niesamowite emocje, nigdy nie odmówię partii, spora część moich przyjaciół jak sobie przypomni o Ewolucji, to nie chce grać w nic innego, póki nie rozegramy partyjki. Nie wiem na czym polega fenomen tej gry, ale mimo swoich wad jest genialna.
Ta gra nie tylko jest zepsuta, ale nie ma sensu. Można nic nie robić przez całą grę i dopiero w ostatniej rundzie wywalić całą rękę i to zwiększa szansę na wygraną.
Nie można, bo przeciwnik sobie zbuduje fajne zwierzątka. Musisz budować, żeby zżerać je tak jak on Ciebie. Wpp na koniec co najwyżej będziesz miał 6 kart w ręku i pusto na stole
To plotka, że zły rzut pod koniec oznacza zagładę. Dobrze przygotowane stado przeżyje, w ostateczności poświęci kogoś od siebie ;) Problemem gry jest to, że jak Cię zbyt często zżerają to nie masz jak się odkuć. A zżera Cię wygrywający gracz w grze dwuosobowej, zżerają 2 na jednego jak masz wrednych współgraczy, albo po prostu zżerają Cię kiedy dostajesz kijowe karty. Ale jak nic nie zrobisz to i tak nie wygrasz.