Minister Królewskiej Wylęgarni właśnie odszedł na zasłużoną emeryturę, zwalniając zaszczytną posadę dla swojego następcy. Zanim jednak ktokolwiek obejmie to stanowisko, musi najpierw dowieść, że potrafi okiełznać to, co niezwykłe. A nic nie przemawia lepiej niż stworzenie Dragonarium, które wprawi w zachwyt nawet najbardziej kapryśne królewskie gady.
Utworzenie takiego przybytku, choć niewątpliwie jest zadaniem wielce honorowym, to także bardzo delikatna i wcale nieprosta sztuka. Potrzeba tu wyczucia i wyobraźni przestrzennej oraz opanowania żywiołów, które splatają się by dać życie małym smoczątkom.
Wielopoziomowa architektura
Dragonarium wznosimy dosłownie od podszewki, wykładając przydzielony nam teren kolejnymi kafelkami. Każdy z nich podzielony jest na dwie części, co natychmiast przywołuje skojarzenia z Kingdomino. Tutaj jednak swoboda kreowania przestrzeni jest zdecydowanie większa. Możemy rozbudowywać swoją planszę wzdłuż, wszerz, a także — co szczególnie istotne — wzwyż, piętrząc kafelki na sobie. Duża część z nich skrywa jaja, które tylko czekają na wyklucie.
W Dragonarium znajdziemy pięć rodzajów terenów: trzy związane z żywiołami: ogniem, wodą i powietrzem, jeden złoty – królewski, oraz jeden neutralny. Co ważne, gra nie każe nam na siłę dopasowywać kolorów ani ściśle łączyć kafelków ze sobą. Możemy tworzyć przeróżne układy, choć oczywiście im bardziej spójne obszary zbudujemy, tym większe będą nasze szanse na zwycięstwo. Na koniec bowiem dużą pulę punktów tworzą największe obszary z każdego z czterech kolorów, pomnożone przez poziom ich najwyżej położonego kafelka.
Okiełznać moc żywiołów
Kiedy nasz teren nabierze choćby podstawowej formy, przychodzi czas na najdelikatniejszy aspekt pracy przyszłego Ministra: opiekę nad jajami. Te małe obietnice przyszłych smoków są wyjątkowo kapryśne. Każde z nich pragnie kontaktu z kryształami konkretnego żywiołu, a naszym zadaniem jest tak poprowadzić rozwój Dragonarium, aby zapewnić im dokładnie to, czego potrzebują. Na szczęście mamy na usługach dzielnego asystenta, który co turę będzie biegał dookoła naszej planszy i dokładał kryształy jednego, wybranego przez nas typu. Zawsze w mijanym rzędzie bądź kolumnie wyląduje jeden kryształ, ale asystent zrobi tylko tyle kroków, ile kafelków danego żywiołu znajduje się w największej grupie na naszej planszy.
To, jak budujemy nasze Dragonarium, ma więc bezpośredni wpływ na ruchy asystenta. Im większe obszary danego żywiołu, tym dalej pobiegnie, zostawiając kryształy dokładnie tam, gdzie jego trasa na to pozwoli. Wszystko tu jest ze sobą powiązane — układ terenu, tempo zdobywania kryształów i kolejność wykluwania jaj. Dzięki tym zależnościom tworzy się bardzo przyjemna zagadka przestrzenna.
Smocza teoria kolorów
Gdy już zbierzemy odpowiednie kryształki na danym polu, nadchodzi pora na wyklucie smoka. Dokonujemy tego poprzez nadbudowę — dokładamy nowy kafelek ponad tym, na którym czeka przygotowane jajo. Ponieważ to tylko połowa potrzebnej konstrukcji, a całość musi znaleźć się na jednym poziomie, zwykle potrzebujemy drugiej połówki z kompletem kryształów albo takiej, która ich w ogóle nie wymaga. Może to być też zupełnie puste pole. Warto pamiętać, że dokładany kafelek musi leżeć idealnie płasko. Jeśli któraś krawędź zbyt mocno opada, z pomocą przychodzą pilary zdobywane w trakcie gry — dzięki nim możemy sprytnie wyrównać teren.
A po wykluciu… zaczyna się prawdziwa magia. Nie dość, że te złote warte są dodatkowe punkty na koniec gry, to jeszcze każdego nowego smoka możemy umieścić na dowolnym polu, któremu nadajemy w ten sposób dodatkowy kolor odpowiadający smoczej naturze. Robimy to co prawda kosztem zablokowania przyszłej nadbudowy w tym miejscu, ale korzyści potrafią być ogromne. To właśnie dzięki temu mieszaniu kolorów Dragonarium nabiera charakteru żywej, pulsującej krainy. Każdy ruch może tu zmienić układ planszy, pozwalając poszczególnym terytoriom przenikać się i łączyć w zaskakujący sposób. Daje to mnóstwo możliwości, ale trzeba wziąć pod uwagę, że te stworzenia są samotnikami i na jednym polu może zamieszkać tylko jeden.
I żyli długo i szczęśliwie
Dragonarium to jeden z tych tytułów, które zachwycają jeszcze zanim na dobre się je pozna. Akrylowe kryształki połyskują jak prawdziwe magiczne esencje, a drewniane meeple nadają planszy magicznego uroku. Ta oprawa wprowadza dokładnie taki klimat, jakiego oczekuję od gry o tworzeniu miejsca pełnego cudów, a jednocześnie nie jest pustym ozdobnikiem i jedynym atutem.

Samo budowanie, kombinowanie z poziomami, rozmieszczaniem kryształów, przeplataniem obszarów i planowaniem ruchów asystenta składa się na niezwykle satysfakcjonującą układankę. Najpierw rośnie maleńki zalążek, potem kolejne piętra, aż nagle okazuje się, że mamy całą armię barwnych smoków. Patrzenie na końcową konstrukcję, pełną kolorów i warstw, sprawia, że można poczuć się jak architekt czegoś naprawdę niezwykłego.
Ogromnym plusem jest też asymetryczna druga strona planszetek. Każda z nich ma nie tylko unikalny kształt, ale i własne zasady, które subtelnie zmieniają sposób myślenia i zachęcają do eksperymentów. To prosty, a przy tym niezwykle skuteczny zabieg, który podnosi regrywalność.
Dragonarium oczarowało mnie prostotą zasad, piękną oprawą i wciągającą mechaniką, która świetnie współgra z relatywnie krótkim czasem rozgrywki i lekkim progiem wejścia. Tytuł ten nagradza planowanie z wyprzedzeniem, a jednocześnie daje mnóstwo swobody w aranżowaniu własnej przestrzeni, oferując przy tym przyjemne wyzwanie. To idealny wybór na spokojniejsze, a nawet rodzinne granie. Po kilku partiach wiem jedno — na pewno tu wrócę, by sprawdzić, jakie cuda uda mi się zbudować następnym razem.
Dragonarium możecie wesprzeć na Kickstarterze.
Gra dla 1-4 graczy, wiek 10+
Czas gry: 30-45 minut
Wydawca: Wonderful World Board Games
Ogólna ocena
(8/10):









Złożoność gry
(3/10):









Oprawa wizualna
(8/10):









Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.
GamesFanatic.pl Gry planszowe – recenzje, felietony








