Zapraszamy Was do udziału w kolejnym etapie wyprawy do świata, gdzie panują kosmiczne gry planszowe. Opisaliśmy tytuły, które przenoszą nas w kosmos – czasem bliższy, czasem dalszy. Niektóre z nich to lekkie, rodzinne planszówki. Inne ti potężne, złożone gry, do których usiąść mogą jedynie zaprawieni w boju miłośnicy planszówek. Koniec gadania! Ruszamy w podróż przez kostki, żetony i karty… Na koniec planszy i jeszcze dalej!
Star Wars: Rebelia (Agnes)
Dla mnie jest to jedna z najlepszych gier asymetrycznych! Grana najchętniej z dodatkiem „Imperium u władzy”. Uwielbiam spędzać nad nią czas, niezależnie od tego, po której stronie mocy przyjdzie mi działać tym razem.
Chociaż doceniam sagę Star Wars, to nie jestem jej szczególną fanką. Jednakże Star Wars: Rebelię uwielbiam. Za jej mechanikę. Mocno różne cele każdej z frakcji i sposoby dojścia do zwycięstwa, przy dość podobnym schemacie gry. Rozgrywka bardzo angażująca. Odczuwalna dysproporcja sił militarnych, która stwarza wrażenie przewagi Imperium nad Rebelią. Stresik związany z poszukiwaniem bazy Rebelii, nieprzewidywalnością zamiarów przeciwnika. Ciekawe programowanie akcji i możliwość ich blokowania. Rozgrywka bardzo emocjonująca, głęboka, po której zakończeniu prawdopodobnie wystąpi efekt „wow”!
Zdecydowanie mocny przedstawiciel kosmosu na planszy. Wspaniała dwuczęściowa plansza, podróżowanie między planetami, statki i konstrukcje kosmiczne, wysyłanie sond, rozmieszczanie jednostek i dużo więcej, by poczuć, że faktycznie operujemy w przestrzeni kosmicznej. Może straszyć rozmachem, ale zasady są naprawdę przystępne, gdy skupimy się na ich przyswojeniu i wykonamy kilka pierwszych rund.
Był sobie kosmos (Aga Satława)
W Był sobie Kosmos jeszcze nie grałam, ale jako fanka serialu od razu wiedziałam, że ta tytuł ten musi się znaleźć w naszym kosmicznym zestawieniu. Edukacyjna podróż po Układzie Słonecznym z Mistrzem i spółką? Brzmi jak świetna okazja, żeby przemycić trochę wiedzy o kosmosie w lekkiej, familijnej formie.
Rozgrywka polega na zbieraniu próbek z różnych planet i powrocie z nimi na Ziemię. Planety poruszają się po swoich orbitach. Podczas gry trzeba nie tylko dobrze planować, ale i reagować na zmieniającą się sytuację na planszy. Po drodze czekają ciekawostki naukowe i niespodzianki, które potrafią pokrzyżować plany. Lekka, edukacyjna gra z przygodowym klimatem zdecydowanie jest na mojej liście tytułów do wypróbowania.
Ganimedes (Aga Satława)
Ganimedes to dość prosta, ale bardzo przyjemna, strategiczna planszówka. Przenosi nas ona na lodowy księżyc Jowisza. Trzeba tu dobrze zarządzać zasobami, rozwijać swoje kolonie i planować ruchy tak, żeby wyprzedzić przeciwników. Mechanika worker placement działa gładko i daje sporo możliwości do kombinowania. Choć brak tu klimatu, kosmicznej przestrzeni, to jednak konieczność porządnego przemyślenia swojej strategii i rywalizacja z innymi, sprawiają, że Ganimedes to tytuł obok którego nie warto przechodzić obojętnie.
Piątka z kosmosu (Aga Satława)
Szybka, lekka, rozwijająca spostrzegawczość – taka jest Piątka z Kosmosu. Karcianka autorstwa Reinera Knizii, wydana przez Muduko polega na wykładaniu do wspólnego obszaru gry zestawu maksymalnie pięciu kart w takim samym kolorze lub grupy kosmitów jednego rodzaju. Za ułożenie większych grup otrzymujemy bonusy, pozwalające na odrzucenie dodatkowych kart, co przybliża nas do zwycięstwa. Celem gry jest bowiem jak najszybsze pozbycie się kart.
Piątka z kosmosu to łatwa gra, która raczej spodoba się młodszym graczom, także ze względu na kolorowe, humorystyczne ilustracje. Karcianka może być dobrym wyborem na krótkie sesje lub jako wprowadzenie do świata gier planszowych dla dzieci i początkujących.
Twilight Imperium: Świt nowej ery
Czasem zastanawiam się kiedy kończy się gra, a zaczyna wydarzenie. Bo rozgrywka w Twilight Imperium to dla mnie już nie tylko kolejna partyjka. To wydarzenie, na które trzeba się wiążąco umówić, porządnie przygotować z zasadami i potężnym stołem. A także zarezerwować dużo czasu i jedzenia! To spotkanie z grą epicką i wielowymiarową. Zaprojektowaną graficznie tak wspaniale, że zapiera dech. Granatowy, kafelkowy kosmos ogromnych rozmiarów, milion jednostek i asymetryczne frakcje pochylające się nad bezmiarem wszechświata, by kombinować jak zdobyć dominację w galaktyce. Polityka, negocjacje, sojusze – czyli bardzo dużo gry nad stołem.
A na stole: walki, podboje, technologie. Dużo się dzieje, a rozgrywka cały czas trzyma w napięciu. Nigdy nie można poczuć się pewnie. Z której strony ktoś nas zaatakuje? A może ktoś nas zdradzi? Cały czas czujemy się lekko zestresowani. Albo bardzo. Twilight Imperium angażuje tak bardzo, że gry już ruszymy z grą, nie czujemy upływu czasu. A zanim gra się zakończy upłynie naprawdę baardzo dużo czasu. Co więcej – gra może się zakończyć, możemy ją złożyć, spakować, a potem i tak gadamy o tym, co się wydarzyło w grze i dlaczego. To tylko świadczy jak pasjonującym i emocjonującym wydarzeniem jest rozgrywka w Twilight Imperium. Myślę, że każdy, kto potencjalnie lubi tego typu gry, powinien chociaż raz to przeżyć ;)
Terraformacja Marsa (Kamari)
Ta gra zawsze pojawia się wśród moich ulubionych tytułów. Pamiętam jej premierę. Poszłam wtedy do knajpy z planszówkami, aby upewnić się, że nie muszę jej kupować. Dlaczego? Bo jest brzydka i pewnie w kwestii mechaniki też się nie postarali. Wieczorem zamówienie było już złożone i tak oto Terraformacja dostała się na podium i do tej pory z niego nie zeszła. Nie jest to najciekawsza tematycznie gra, nie ma też jakichś innowacyjnych rozwiązań mechanicznych, ale gdybym mogła zabrać na bezludną wyspę (lub ewentualnie z innymi graczami) tylko jedną planszówkę, w którą grałabym do końca życia, to byłaby to właśnie Terraformacja Marsa.
Wspólnym celem wszystkich graczy jest doprowadzenie warunków na Marsie do takiego stanu, aby dało się tam mieszkać. Musimy podnieść temperaturę, zapewnić odpowiednią ilość oceanów oraz podnieść poziom tlenu w atmosferze. Kierujemy korporacjami, z których każda ma jakąś umiejętność, a cała reszta zależy od kart projektów, które będziemy co turę kupować, a następnie zagrywać. Możemy budować miasta, podnosić naszą produkcję i obniżać czyjąś, niszczyć innym roślinki, wznosić obszary zieleni, zabierać zwierzaczki i wiele innych. Terraformacja ma ogromną regrywalność, a do tego kilka dodatków, więc szybko się nie znudzi. W sam raz na długi lot w kosmos.
Ja mam trochę odwrotnie niż Kamari. Wiem, to już klasyk. Kultowy tytuł, który rozpala planszówkowe serca od lat. Stylizowane na metalowe kosteczki faktycznie cieszą oko, a mnogość kart daje wrażenie niekończących się możliwości. I właśnie w tym miejscu nasze drogi się rozchodzą.
Grałam kilka razy, próbowałam dać się porwać – ale zarówno temat, wygląd (poza kosteczkami) jak i mechanika zupełnie mnie nie przyciągają. Kart jest tu zdecydowanie za dużo i mam wrażenie, że pod koniec gry wszyscy się w nich gubią. I choć formalnie jest co robić, dla mnie Mars jest zbyt suchy i jałowy.
A ja mam zupełnie tak samo jak Kamarii. Podobnie jak ona zostałam przyciągnięta przez Terraformację niczym kosmiczny pył, który zawieruszył się zbyt blisko czarnej dziury. Lata mijają, poznaję nowe, ciekawe gry kosmiczne… Mimo to numerem jeden w moim prywatnym rankingu jest wciąż niezmiennie kultowa karcianka z kiepskimi grafikami i mechaniką, której nie potrafię się oprzeć.
Terraformacja Marsa: Ekspedycja Ares (Aga Satława)
Jako że Terraformacja Marsa to moja ulubiona gra planszowa, nie mogłam przejść obojętnie obok tytułu, który jest nią inspirowany. Niestety już kilka pierwszych tur podczas rozgrywki w Terraformację Marsa: Ekspedycję Ares przekonało mnie, że nie jest to gra dla mnie. Choć pudełko kusi nową szatą graficzną, a rozgrywka jest krótsza i dynamiczniejsza, to brakuje tu tego, co kocham w pierwowzorze – poczucia budowania czegoś wielkiego.
Zamiast powolnego rozwijania strategii i obserwowania, jak Mars powoli zmienia się na naszych oczach, mamy szybkie, niemal automatyczne zagrywanie kart i wybieranie faz. Wielka plansza z heksami, została zastąpiona maleńką namiastką, na której nie umieszczamy planując szczegółowo ich lokalizacji miast i pól zieleni, tylko oceany. Do tego interakcja między graczami spadła niemal do zera, a decyzje, które w oryginale miały wagę, tu są płytkie i powtarzalne. To trochę jak oglądać streszczenie ulubionego filmu – może i szybciej, ale bez emocji i głębi. Zdecydowanie wolę oryginał!
Terraformacja: gra kościana (Aga Satława)
Nie lubię, kiedy projektanci grzebią w grach, które są dla mnie pewnego rodzaju sacrum. Tytułem takim jest bez wątpienia Terraformacja Marsa. Dlatego właśnie informację o jej kościanej wersji przyjęłam dość chłodno. Zwłaszcza że miałam już za sobą rozgrywkę w Terraformację Marsa: Ekspedycję Ares, która zupełnie mi się nie podoba. A jednak kolejna odsłona mojej ulubionej planszówki okazała się tworem nadspodziewanie udanym. Terraformacja Marsa: Gra Kościana to jak powrót na znajome czerwone pustkowia… tylko tym razem z garścią kości w ręku i z presją czasu, która sprawia, że gra jest jeszcze bardziej emocjonująca.
W kościanej wersji Terraformacji nie ma powolnego budowania silniczka i snucia długoterminowych planów. Tutaj liczy się szybkość, spryt i umiejętność pogodzenia się z tym, co przyniesie los. Każda tura to walka z czasem i sobą samym – ryzykować czy grać zachowawczo? Skupić się na tytułach, kartach, czy może wybrać inną ścieżkę prowadzącą do niepewnego sukcesu?
Choć gra kościana to wciąż Terraformacja Marsa, tempo gry i sposób podejmowania decyzji sprawiają, że daje ona poczucie nowości, świeżości. Jest nerwowo, jest emocjonująco – i choć kości potrafią dopiec, to gra aż kusi, by do niej wracać. Krótszy czas partii i prostsze zasady sprawiają, że świetnie sprawdza się także jako wprowadzenie dla nowych graczy. Nie zdetronizowała klasyka – ale z pewnością zasłużyła na swoje miejsce w galaktyce Terraformacji.
Podróż, która nigdy się nie kończy
Czy to wszystkie wydane w Polsce gry planszowe, w których wyruszamy w kosmos? Skądże! Tytułów tych jest mnóstwo. Mało tego! Wciąż pojawiają się nowe. A że start rakiety, która zabierze na Międzynarodową Stację Kosmiczną naszego rodaka już tuż tuż, to na tym na dziś kończymy nasze zestawienie. Jednak dla, którzy chcieliby kontynuować rozpoczętą z nami podróż, wkrótce opublikujemy jeszcze jeden wpis z tej serii. Zamieścimy w nim listę nieopisanych jeszcze przez nas kosmicznych gier planszowych wraz z linkami do stron, gdzie możecie się dowiedzieć o nich więcej.
Jeśli lektura naszych tekstów sprawia Ci frajdę, zachęcamy do postawienia nam symbolicznej kawy. Każda taka dawka kofeiny napędza nas do działania :) Można to zrobić, klikając w poniższy baner.