Don Simon
Już myślałem, że nominuję Acquire, która mimo wielu lat na karku była dla mnie zupełnym odkryciem i dowodem na to, iż nie warto starszych tytułów z góry skreślać. Spojrzałem jednak na zestawienie tytułów, w które grałem i od razu wiedziałem, że wybór może być jeden. Moją grą miesiąca zostaje tytuł, który zrobił największą furorę w ostatnim czasie, w który zawsze chętnie zagram, którą już bym miał gdyby nie problemy z dostępnością i który moim zdaniem spodoba się praktycznie każdemu. Crokinole pokazuje, że proste gry, pozbawione kolorowych plansz i mnóstwa zasad potrafią ciągle cieszyć. Chyba czas przerzucić się na kręgle, bilard i rzutki…
Folko
W lutym poznałem kilka nowych gier, ale żadna nie rzuciła mnie na kolana. Najwyżej plasowały się dwie: Rumis – który poznałem pod koniec stycznia, w którego okazało się, że grałem ze złymi zasadami, a ponowne rozgrywki zachęciły mnie do tytułu bardziej oraz Crokinole, który mam wrażenie będzie opisywany przez moich kolegów współblogowców. Mnie osobiście Crokinole nie zachwycił aż tak bardzo, miła gra zręcznościowa, w sumie ciągle szukam takiej, która mnie zauroczy. Pitchcar okazał się średni, Crokinole trochę lepszy (może zabrzmi to jak chwalenie, ale równie miło gra mi się w moje Skoki ;-) ), obecnie czekam na partyjkę Caroom. To chyba będzie to…
W związku z powyższym Grą Lutego zostaje Rumis, opisywany bliżej przez Jacka w ubiegłym miesiącu.
Marzec to Pionek, przeważnie znajduję tam coś nowego – ciekawego, mam nadzieję że teraz będzie podobnie… na składzie mam też kilka gier logicznych, ale to już inna historia.
Ja_n
W lutym, niczym Dawid i Goliat, walczą u mnie o prymat dwie gry. Goliat to kapitalna, fascynująca, rewelacyjna Crokinole, na punkcie której oszalało kilku warszawskich graczy, którą zaraz po przyniesieniu na spotkanie na Politechnice ode mnie pożyczyli i dotąd nie oddali, jedynie pozwalając mi pograć w nią na piątkowych spotkaniach (a i to niechętnie). A Dawid to niepozorna, niezauważona, niedoceniona na Essen, na oko eurogra jakich setki, Ming Dynastie. Cóż, krótko. Wygrywa Ming Dynastie. Za to, że obie rozegrane partie mnie wciągnęły, że szczególnie w tej drugiej konsekwentnie stosowana strategia przyniosła skutek, że dostępne są też inne strategie, które mogą być równie skuteczne, również za to, że miałem co do tej gry przeczucie przed Essen i to przeczucie mnie nie zawiodło. Crokinole jest oczywiście znakomita, ale myślę że docenią ją moi współblogowcy, ja chcę wyróżnić Dynastię Ming.
Ależ ten luty był intensywny. Mnóstwo rozgrywek, mnóstwo gier i dwa tytuły, które wybiły się ponad resztę i przypomniały mi dlaczego kocham te hobby. Dwie drastycznie różne gry, pod względem wyglądu, gatunku, mechaniki, wszystkiego co tylko się da. Jednak obie tak wybitne, tak wciągające, że nie jestem w stanie z żadnej zrezygnować, jedną wywyższyć kosztem drugiej. Są to Brass i Crokinole.
Brass, którego uważam obecnie za najlepszą grę Martina Wallece’a, dostarczył mi wręcz doskonałą grę ekonomiczną. Wcale nie grę dla księgowych, która wymaga ode mnie biegania z kalkulatorem, ale świetną i wciągającą symulację wczesnego kapitalizmu. Zawierającą wszystko co potrzeba: interakcję, zgrabną mechanikę, mnóstwo równorzędnych strategii, doskonalenie się z partii na partię, grę złożoną, ale i nie za bardzo i nie za mało skomplikowaną, taką w sam raz, wreszcie ładny wygląd. Dawno nie spotkałem gry tak kompletnej w swoim gatunku. Brawo.
Drugi tytuł to Crokinole. Jako fan i miłośnik pstrykania od najmłodszych lat nie mogłem nie zafascynować się pstrykaniem z interakcją oraz drużynową rozgrywką. Nie mogłem przejść obojętnie obok gry łączącej fizyczną zręczność z opracowywaniem taktyki, która oczywiście wy
maga ruszenia głową. Bardzo, bardzo dobra gra. Świetna zabawa, którą gorąco polecam. Już się nie mogę doczekać jakiś mistrzostw, zawodów, turniejów. Gra jest do tego stworzona.
Daj Boże w marcu choć jedną tak bliską doskonałości grę jak pojawiły się w lutym.
Kiedy miesiąc temu Pancho poprosił mnie o mój typ dla gry miesiąca musiałem z przykrością odmówić – w styczniu grałem bardzo mało, i nie bardzo kojarzyłem co warto polecić. To ubiegłomiesięczne doświadczenie sprowokowało mnie jednak do tego, by od 1 lutego zacząć notować na serwisie BGG to w co i kiedy gram. Dlatego dziś jestem przygotowany do odpowiedzi na pytanie jaka gra była dla mnie hitem lutego.
Dzięki serwisowi BGG wiem więc, że w lutym rozegrałem 32 partie, najczęściej grając w TZAAR (Trzewik i gry logiczne, ha!) oraz w 80 dni dookoła świata. Grą miesiąca jest jednak inny tytuł, gra Rummikub!
Rummikuba poznałem gdy byłem dzieckiem. Grałem w niego z babcią, w niego, w MasterMind oraz w Galibardkę, grę w karty. To trzy gry, które namiętnie katowałem w dzieciństwie, trzy tytuły które jakoś tam przekonały mnie do tego, że granie to fajna rzecz. Minęły całe lata nim przypomniałem sobie o Rummikubie. Było to w roku 2005 gdy wraz z Ujkiem pojechałem do Essen a po drodze odwiedziłem babcię. Zagraliśmy oczywiście w Rummikuba i było wyśmienicie. Wróciłem z Essen z całym bagażnikiem gier, więc o Rummikubie zapomniałem. Przypomniał się rok później, kiedy znowu byłem w Essen i kiedy znowu odwiedziłem babcię. I ponownie, było wyśmienicie. I choć z Essen jak zwykle wracałem z całym bagażnikiem planszówek – tym razem wracałem też z silnym postanowieniem – kupuję w Polsce Rummikuba.
Kupiłem go w styczniu i jestem nim zafascynowany. Był świetny gdy byłem dzieckiem, był świetny gdy odwiedzałem babcię kilka lat temu, jest świetny dziś, gdy gram w niego z Merry czy w MDK. Emocje jakie u mnie wzbudza, wysiłek do jakiego mnie zmusza, gdy w pamięci przekładam klocki na stole jest niesamowity. Wszystkie te cuda jakie przywiozłem z Essen, te Cuby, Galaxy Truckery i inne współczesne wynalazki przy Rummikubie po prostu się chowają.
Idźcie do Tesco i kupujcie sobie za 30 złotych Rummikuba. Będzie waszą grą marca. Zobaczycie!
Absolutnie, ale to absolutnie nie moge pojac tych jednoglosnych zachwytow nad Crockinole.. kurde, 1-2 krazki na stole, pstrykam zeby cos wbic/wybic, proscizna ze glowa boli… Tak wiem, niby maja byc emocje, niby cos tam – nie widze ich, emocje to sa w Pitchcar a tu…??
Na stos heretyka!
Co z tego, że prościzna. Jax chyba za bardzo odjechałeś ;)
Kilka lat temu słuchając ciężkiej muzyki gitarowej, wpadłem w fazę im ciężej, tym lepiej. Teraz jednak widzę, że i spokojna muzyka może być świetna.
Podobnie jest chyba z grami. Nawet jak się gra dużo, to każda gra, która jest prostsza niż Caylus nie musi być od razu skreślana. Emocje w Crokinole są. Crokinole to zdecydowany hit!
Sam mam do majsterkowania dwie lewe ręce, ale się zastanawiam, czy nie dac zarobić jakiemuś stolarzowi :)
Jax, z kim Ty grałeś w Crokinole? I czy na pewno nie patrzyłeś na tę grę przez pryzmat Caylusa? ;-)