Home | Katalog gier - recenzje, rzuty oka i relacje z rozgrywek | Gry rodzinne | Wyprawa do El Dorado – odkryj sens deck buildingu

Wyprawa do El Dorado – odkryj sens deck buildingu [Współpraca reklamowa z Nasza Księgarnia] Wydawca nie ma wpływu na treść recenzji
Ten tekst przeczytasz w 8 minut

Reinera Knizię z pewnością można uznać za ojca gier bez prądu. I to takiego, który nadal eksperymentuje i tworzy, a nie tylko odcina kupony od swych najsłynniejszych dzieł. Choć ma na  koncie również dość skomplikowane tytuły, to mimo wszystko jego znakiem rozpoznawczym pozostaje połączenie prostych oraz schludnych mechanik o niskim progu wejścia z przyjemną, wręcz familijną rozgrywką. Niemniej jego grom  zazwyczaj było daleko do banalności. Fenomenalnie nadawały się do rozpoczęcia przygody ze światem współczesnych gier planszowych, a i zaawansowani gracze znajdowali w nich coś dla siebie (niech żyje nieśmiertelny Samuraj oraz Eufrat i Tygrys). Tym raziem doktor (i to od królowej nauk – matematyki :) ) zabierze  nas niebezpieczne ostępy Ameryki Południowej w poszukiwaniu mitycznego El Dorado. Przy okazji  wziął na warsztat mechanikę deck buildingu. Dzięki polskiej edycji od Naszej Księgarni  mieszamy kompasy i pomocników, bez konieczności tłumaczenia niuansów kart, tak szybko, aż lecą iskry! A w recenzji postaram się odpowiedzieć na najważniejsze pytanie – czy Reiner Knizia wygrał starcie z deck buildingiem?!

Przed wyruszeniem w drogę warto zabrać ze sobą milionerkę

Pierwsza lektura instrukcji wywołała u mnie dość spory niepokój. Przyznam się bez bicia – uwielbiam deck building, gry z taką mechaniką  zawsze mam na radarze. W Wyprawie do El Dorado jest wszystko, co budowanie talii powinno zawierać, ale… nic więcej. Deck Building na poziomie basic. Szybki do wytłumaczenia, ale na pierwszy rzut oka bez większej głębi. Trochę się rozczarowałam, gdyż po latach zagrywania się w  złożonych reprezentantów tego gatunku, tudzież w jego fikuśne odmiany, spodziewałam się, że tak proste danie od Reinera Knizi w ogóle nie będzie mi smakować. Jednakże już po pierwszej partii wiedziałam, że będę się nim zajadać aż do przejedzenia! Z radosnymi okrzykami WOW, WOW, WOW. Nie uprzedzajmy jednak faktów.

Wyprawa do El Dorado to niezmiernie prosty do zrozumienia oraz wytłumaczenia tytuł opierające się na mechanice deck buildingu, grid movement (poruszanie pionka w różnych kierunkach jak np. w szachach) oraz wyścigu. Nie ma tutaj żadnych sentymentów – kto pierwszy, ten lepszy i od razu zgarnia wszystko. Właściwie gracze mają jeszcze czas do końca rundy, aby dogonić pierwszego gracza, który dotarł do El Dorado, lecz zazwyczaj są to już tylko ostatnie stękania pokonanych. Ale po kolei…

Grę zaczynamy z zestawem kart startowych, które raczej nie pozwolą nam za daleko zawędrować. Wcześniej układamy z kafelków planszę (zgodnie z sugestiami na końcu instrukcji bądź w zgodzie z naszym widzimisię), gdzie będzie miał miejsce nasz wyścig. Trasa wyprawy będzie obfitować w różnorodne przeszkody i pułapki, z którymi do boju stanie nasza talia. Od jej dobrego skomponowania w trakcie zależy nasz sukces. Bierzemy do ręki 4 karty z naszego startowego decku i tym momencie rozpoczyna się najeżona niebezpieczeństwami przygoda!

W swojej turze zagrywamy karty, aby:

  • przesunąć pionek poszukiwacza
  • wykonać akcję specjalną
  • kupić nową kartę z rynku

I potem już klasycznie – odkładamy je na stos wykorzystanych kart i dobieramy nową rękę.

Poszukiwacz przemierza mityczną krainę w specyficzny sposób. Na planszy znajdują się różnorodne pola ternu, na których widnieje liczba określająca siłę karty do zagrania, czyli na pole z 1 wejdziemy za pomocą karty o sile 1 lub więcej. To bardzo ważne, gdyż nie możemy łączyć słabszych kart, aby wejść na trudniejszy teren, np. nie użyjemy dwóch jedynek do pokonania pole z symbolem dwójki. Proste i sprytne, a jak bardzo wzmaga decyzyjność oraz poziom strategicznego planowania. Nie tylko martwimy się oto, co tu i teraz, lecz także oto co spotka nas w przyszłości! I w jaki sposób zbudować talię, żeby karty wróciły do nas w odpowiednim momencie. Liczy się zarówno liczba (czyt. siła) karty, jak i kolor (czyt. rodzaj terenu, na którym możemy jej użyć) karty. Maczeta zazwyczaj słabo sprawdza się w wodnych rejonach… Talia naprawdę musi być precyzyjnie skomponowana. Inaczej spowolni nas w najmniej odpowiednim momencie. Zapomnijcie o kupowaniu kart na zapas lub „bo może kiedyś się przyda”. Kiedyś to najwyżej przegracie. W perspektywie samej rozgrywki te drobne ograniczenia zagrały perfekcyjnie, gdyż z jednej strony zmuszają nas do długofalowego planowania, podczas gdy z drugiej strony wzmagają naszą czujność w obserwowaniu innych graczy – przecież zawsze warto stanąć w taki sposób, aby na jakiś czas zablokować trasę dla innych (nie ma żadnego przeskakiwania!).

Na trasie wyprawy napotkamy także kilka specjalnych pól wymagających od nas odrzucania kart na discard lub umożliwiających nam wyrzucenie z talii najsłabszych kart (ale czy czyszczenie decka jest opłacalne, jeżeli w konsekwencji wydłużymy naszą podróż, a nawet z konieczności całkowicie zmienimy trasę? Cóż jeden podróżnik powie tak, drugi powie nie). Naturalnie na planszy są również pola niedostępne dla żadnego poszukiwacza.  Warto jeszcze wspomnieć o żetonach blokady. Pierwszy gracz, który spełni warunek przejścia blokady po prostu zabiera dany żeton do swojego obszaru gry. Blokady rozstrzygają ewentualne remisy, jednakże służą głównie spowolnieniu wygrywającego – po jej zdjęciu reszta de facto ma mniej przeszkód do pokonania. Wolni podróżnicy powinni być wdzięczni doktorowi za ten delikatny handicap, gdyż zmieniając delikatnie sytuacje na planszy gwarantuje jednocześnie sporą dawkę emocji. W końcu nie ma niczego nudniejszego od wyścigu z pewniakiem.

Zakup nowych kart jest przeprowadzany zgodnie z tradycją (sumujemy monety na nieużytych kartach i kładziemy nowy zakup na stos kart odrzuconych), ale zasady działania rynku uległy modyfikacji. Na początku do wzmocnienia naszego decku jest dostępnych 6 różnych kart. W miarę postępu gry będziemy dokładać do rynku stosy pozostałych, niedostępnych kart, o ile jeden z wcześniejszych się skończy. Niemniej to jaki stos zostanie dodany zależy od gracza, który będzie chciał dokupić nową kartę, kiedy jedno z pól rynku będzie puste. Ten drobny myk sprawia, że możemy sporo zamieszać, a nawet pokrzyżować szyki przeciwników, gdy dodamy stos kart będzie przydatnych wyłącznie dla naszego poszukiwacza. Opcjonalnie, jeżeli wprowadzimy karty nieprzydatne dla nikogo. Kolejny drobiazg, który niewyobrażalnie potęguje przyjemność płynącą z rozgrywki.

Tak jak wspomniałam wcześniej – zwycięzca może być tylko jeden, a czas na jego ewentualne dogonienie jest bardzo krótki (pamiętajcie – blokady rozstrzygają remisy!). Najwyżej odegracie się w następnej partii.

Dlaczego niektórzy kochają podróże?

W czym tkwi fenomen Wyprawy do El Dorado? Można odpowiedzieć dość sztampowo – we wszystkim. Tak wykorzystać klasyczną już w sumie mechanikę potrafi wyłącznie Reiner Knizia. Z  niewielu elementów stworzył pozycję, która nie tylko sprawia fantastyczną, wręcz niesamowitą frajdę, lecz także zaskakująca swoją głębią. Nie dajcie się zwieść prostym zasadom lub banalnymi na pierwszy rzut oka zależnościami między kartami. Owszem, jeśli chodzi o zdolności kart, to nie ma tu fajerwerków i niespodziewanych twistów. Jednakże nadal nie obejdziemy się bez wieloaspektowych, strategicznych rozważań. Dlatego też nie zgodzę się, że w Wyprawie do El Dorado króluje los, a my nic  nie możemy na to poradzić, gdyż mało jest (kosztownych) opcji czyszczenia decka. Nie na tym to wszystko polega.

Trasę wyprawy widzimy od samego początku, a wraz z nią przeszkody, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. I tutaj już w ruch muszą iść  nasze szare komórki. Ten tytuł nie wybacza nieprzemyślanych decyzji. Z drobnymi błędami jakoś sobie poradzimy, ale kupowanie kart na hurra (bo przecież mogę!) zaprowadzi nas do nikąd. Doktor przypomina nam o tym, o co tak naprawdę chodzi w mechanice deck buildingu – o przemyślane, dobrze przemyślane składanie talii. Zdarzają się takie rundy, że nie możemy nic zrobić? Istnieje taka szansa, ale to nie gra pokazuje swoje mankamenty, lecz nasza talia. Jest za duża, za mało w niej kart specjalnych, zapomnieliśmy o tym, że na kolejnym kafelku będzie dużo wody itd. Wyprawa do El Dorado traktuje deck building poważnie, a przez to my ponosimy konsekwencje naszych wyborów. Na szczęście czas gry jest na tyle krótki, że nie będziemy nudzić się przez 2 h, gdyż przez kiepsko zbudowaną talię nie mamy za wiele do zrobienia. Ponadto istnieje jeszcze opcja zmiany stylu gry na taki, który wykorzystuje nasze powolne ruchy do zatrzymania najlepszych. Jak dobrze staniesz, to i z najgorszym deckiem doczołgasz się do El Dorado. Myśl, kombinuj, radź sobie! Tutaj nie ma taryfy ulgowej.

Należy przyznać jedno – w tym wyścigu emocje gonią emocje. Ciągle coś się dzieje, gracze zmagają się z trudnym terenem, rynek się zmienia, tam zaraz ktoś przeskoczy blokadę, a tutaj jakiś poszukiwacz odciął nam drogę. Tury przebiegają błyskawicznie, nie było nawet czasu pomyśleć o jakimś downtimie, zaraz przecież trzeba zademonstrować innym nasz fenomenalny kombos. Owszem nawet zdolności kart specjalnych nie należą do wyrafinowanych, ale w tym przypadku zależności między kartami są drugorzędne wobec zależności między kartami a planszą. Tutaj właśnie tkwi źródło oraz miejsce przeprowadzania genialnych combosów. A sama frajda płynąca z gry jest wręcz nieziemska. Dodatkowo w Wyprawę do El Dorado wpisano nieusuwalny syndrom jeszcze jednej partii. Po prostu zawsze ktoś chce się odegrać, ktoś tam chce spróbować innego zestawu kart, kiedy reszta jest ciekawa nowych wariantów tras. Nigdy nie zdarzyło mi się zagrać mniej nić 3 partie pod rząd, a zazwyczaj dochodziło do 5. Na półce nie raz i nie dwa czekał jakiś potężny tytuł, o którym zdążyło się zapomnieć podczas tej ekscytującej gry!

A jak tam z regrywalnością? Nie będzie grzać półki po pierwszych zachwytach? Za regrywalność Wyprawa do El Dorado otrzymuje piątkę z plusem. Nie chodzi nawet oto, że możemy dowolnie budować trasę wyprawy z dołączonych kafli (gdzie dokładamy jeszcze żetony specjalne!), co jest niejako dodatkową grą w grze bowiem całość należy jeszcze nieźle przemyśleć, aby nie było ani za łatwo, ani za trudno. Już na poziomie zmian w układzie rynku będziemy mierzyć się z innymi wyzwaniami. A jak usiądziecie do stołu z wyjątkowo zadziornymi znajomymi, to już w ogóle każda partia będzie wyglądać zupełnie inaczej. Zresztą poziom interakcji między graczami jest dość wysoki, choć nie zaszkodzimy nikomu bezpośrednio. Niemniej zatarasowanie drogi bądź doprowadzenie do niekorzystnego układu kart na rynku nieźle zirytuje naszych rywali. Ponadto bez bacznej obserwacji ruchów pozostałych poszukiwaczy po prostu nie mamy szans na szybkie dotarcie do El Dorado – ruch przeciwnika zdradza przecież jakie karty zostały mu jeszcze na następne tury.

Gra również nieźle się skaluje. Nie mogłam narzekać  w grze dwuosobowej, ponieważ poruszanie się aż dwoma pionkami poszukiwaczy jest równie ciekawe co rywalizacja w większym gronie. Nie ma szans, że cokolwiek sobie łatwo przeliczymy ze względu na mniej osób przy stole. Im mniej osób, tym tak samo świetna gra ;) Co ciekawe da się także odczuć trochę klimatu, a retro ilustracje przyjemnie wpływają na odbiór całości. Jeżeli miałabym na coś ponarzekać, to nie mogę przemilczeć wpływu początkowej kolejności na przebieg rozgrywki w pełnym składzie. Ostatni gracz może nie dopchać się do najlepszych kart na początek, przez co będzie mu o wiele trudniej (i mocniej pokombinuje). Zresztą sam początek gry jest zawsze najbardziej powtarzalny, gdyż po pewnym czasie dostrzegamy, co zawsze trzeba brać na pewny start. Gra jednak na tyle szybko się rozkręca, otwierając przed nami drzwi do nowych wyzwań, że nie ma to większego wpływu na naszą frajdę w trakcie gry.

Wyprawa do El Dorado to genialny tytuł, który przypomina nam czym zasadza się sens deck buildingu. Z jednej strony wyciska z prostych zasad maksimum strategicznej głębi, podczas gdy z drugiej strony generuje nieprzebrane fale przyjemnego niepokoju, kiedy emocje sypią się gęsto znad naszych ruchów. A to wszystko w krótkim czasie rozgrywki, z dynamicznymi turami, bez downtime’u z dodatkiem syndromu jeszcze jednej partii. Sprawdzi się zarówno wśród początkujących, jak i zaawansowanych graczy. Dla tych, którzy uwielbiają rozgrywki w parze, jak i dla tych, co nie wyobrażają sobie partii bez tłumu przy stole. Reiner Knizia w wybitnej formie, must have dla każdego. Nawet jak nie lubisz deck buildingu – teraz go pokochasz!

Plusy:

+ deck building w klasycznym, zmuszającym do myślenia, wydaniu
+ emocjonujący wyścig, w którym tkwi strategiczna głębia
+ dobrze przemyślany system poruszania się po planszy
+ sposób zakupu kart zmusza nas do podejmowania długofalowych decyzji
+ wysoki poziom interakcji między graczami
+ szalenie regrywalna
+ syndrom jeszcze jednej partii
+ brak downtime’u
+ dobrze się skaluje
+ emocje, emocje i jeszcze raz emocje!
+ przyjemne dla oka retro ilustracje

Minusy:
– W partiach 4 osobowych, na początku, ostatni gracz ma najgorzej
– Początek gry zazwyczaj zawsze wygląda tak samo – po pewnym czasie wiemy, jakie karty są najlepsze na start



Grę Wyprawa do El Dorado kupisz w sklepie


 

Dziękujemy firmie Nasza Księgarnia za przekazanie gry do recenzji.


 

Złożoność gry (4/10):

Oprawa wizualna (7/10):

Ogólna ocena (9/10):

Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.

Przydatne linki:

One comment

  1. Avatar
    Fotograf śubny Śląsk

    bardzo ciekawe prepozycie

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Cookies settings
Accept
Privacy & Cookie policy
Privacy & Cookies policy
Cookie name Active

Privacy Policy

What information do we collect?

We collect information from you when you register on our site or place an order. When ordering or registering on our site, as appropriate, you may be asked to enter your: name, e-mail address or mailing address.

What do we use your information for?

Any of the information we collect from you may be used in one of the following ways: To personalize your experience (your information helps us to better respond to your individual needs) To improve our website (we continually strive to improve our website offerings based on the information and feedback we receive from you) To improve customer service (your information helps us to more effectively respond to your customer service requests and support needs) To process transactions Your information, whether public or private, will not be sold, exchanged, transferred, or given to any other company for any reason whatsoever, without your consent, other than for the express purpose of delivering the purchased product or service requested. To administer a contest, promotion, survey or other site feature To send periodic emails The email address you provide for order processing, will only be used to send you information and updates pertaining to your order.

How do we protect your information?

We implement a variety of security measures to maintain the safety of your personal information when you place an order or enter, submit, or access your personal information. We offer the use of a secure server. All supplied sensitive/credit information is transmitted via Secure Socket Layer (SSL) technology and then encrypted into our Payment gateway providers database only to be accessible by those authorized with special access rights to such systems, and are required to?keep the information confidential. After a transaction, your private information (credit cards, social security numbers, financials, etc.) will not be kept on file for more than 60 days.

Do we use cookies?

Yes (Cookies are small files that a site or its service provider transfers to your computers hard drive through your Web browser (if you allow) that enables the sites or service providers systems to recognize your browser and capture and remember certain information We use cookies to help us remember and process the items in your shopping cart, understand and save your preferences for future visits, keep track of advertisements and compile aggregate data about site traffic and site interaction so that we can offer better site experiences and tools in the future. We may contract with third-party service providers to assist us in better understanding our site visitors. These service providers are not permitted to use the information collected on our behalf except to help us conduct and improve our business. If you prefer, you can choose to have your computer warn you each time a cookie is being sent, or you can choose to turn off all cookies via your browser settings. Like most websites, if you turn your cookies off, some of our services may not function properly. However, you can still place orders by contacting customer service. Google Analytics We use Google Analytics on our sites for anonymous reporting of site usage and for advertising on the site. If you would like to opt-out of Google Analytics monitoring your behaviour on our sites please use this link (https://tools.google.com/dlpage/gaoptout/)

Do we disclose any information to outside parties?

We do not sell, trade, or otherwise transfer to outside parties your personally identifiable information. This does not include trusted third parties who assist us in operating our website, conducting our business, or servicing you, so long as those parties agree to keep this information confidential. We may also release your information when we believe release is appropriate to comply with the law, enforce our site policies, or protect ours or others rights, property, or safety. However, non-personally identifiable visitor information may be provided to other parties for marketing, advertising, or other uses.

Registration

The minimum information we need to register you is your name, email address and a password. We will ask you more questions for different services, including sales promotions. Unless we say otherwise, you have to answer all the registration questions. We may also ask some other, voluntary questions during registration for certain services (for example, professional networks) so we can gain a clearer understanding of who you are. This also allows us to personalise services for you. To assist us in our marketing, in addition to the data that you provide to us if you register, we may also obtain data from trusted third parties to help us understand what you might be interested in. This ‘profiling’ information is produced from a variety of sources, including publicly available data (such as the electoral roll) or from sources such as surveys and polls where you have given your permission for your data to be shared. You can choose not to have such data shared with the Guardian from these sources by logging into your account and changing the settings in the privacy section. After you have registered, and with your permission, we may send you emails we think may interest you. Newsletters may be personalised based on what you have been reading on theguardian.com. At any time you can decide not to receive these emails and will be able to ‘unsubscribe’. Logging in using social networking credentials If you log-in to our sites using a Facebook log-in, you are granting permission to Facebook to share your user details with us. This will include your name, email address, date of birth and location which will then be used to form a Guardian identity. You can also use your picture from Facebook as part of your profile. This will also allow us and Facebook to share your, networks, user ID and any other information you choose to share according to your Facebook account settings. If you remove the Guardian app from your Facebook settings, we will no longer have access to this information. If you log-in to our sites using a Google log-in, you grant permission to Google to share your user details with us. This will include your name, email address, date of birth, sex and location which we will then use to form a Guardian identity. You may use your picture from Google as part of your profile. This also allows us to share your networks, user ID and any other information you choose to share according to your Google account settings. If you remove the Guardian from your Google settings, we will no longer have access to this information. If you log-in to our sites using a twitter log-in, we receive your avatar (the small picture that appears next to your tweets) and twitter username.

Children’s Online Privacy Protection Act Compliance

We are in compliance with the requirements of COPPA (Childrens Online Privacy Protection Act), we do not collect any information from anyone under 13 years of age. Our website, products and services are all directed to people who are at least 13 years old or older.

Updating your personal information

We offer a ‘My details’ page (also known as Dashboard), where you can update your personal information at any time, and change your marketing preferences. You can get to this page from most pages on the site – simply click on the ‘My details’ link at the top of the screen when you are signed in.

Online Privacy Policy Only

This online privacy policy applies only to information collected through our website and not to information collected offline.

Your Consent

By using our site, you consent to our privacy policy.

Changes to our Privacy Policy

If we decide to change our privacy policy, we will post those changes on this page.
Save settings
Cookies settings