Wydawnictwo Wattsalpoag Games wrzuciło nam do Essenowego koszyczka recenzenckiego imprezową, pubową grę kościaną Buccaneer Bones. To oparta na prostych zasadach gra, która prawdopodobnie sprawdzi się przy piwie wśród niegraczy. Graczy już teraz uprzedzę, że nie mają tu za bardzo czego szukać. Bo też i niewiele tu jest.Zawartość skrzyni
W niewielkim pudełku (rozmiar mniej więcej małych gier od G3 tylko dwa razy wyższe) znajdziemy:
- cztery planszetki graczy
- sześć K6 z czachą zamiast jedynki
- po sześć płytek statków w kolorze każdego z graczy
- cztery pionki pierwszego oficera w kolorach graczy
- dwanaście żetonów skarbów
- cztery instrukcje – angielską, francuską, hiszpańską i niemiecką
Jak w to się gra, szczurze lądowy?
Grę wygrywa osoba, która zdobędzie trzy skarby. Skarb zdobywamy dopływając na wyspę jednym z naszych statków, plądrując ją i wracając do macierzystego portu. Nasz ruch polega na rzucie czterema kostkami, chyba, że mamy statki na pierwszej lub szóstej wyspie, za każdą z nich dokładamy po jednej kości. Jeśli dodatkowo, któryś z naszych statków znajduje się na trzeciej lub czwartej wyspie, to za każdą z tych dwóch możemy przerzucić dowolną liczbę naszych kości. Wreszcie, jeśli mamy statki na wyspach drugiej lub piątej, to możemy za każdą z tych wysp zmodyfikować jedną kostkę o +/- 1 (nie można zmienić 6 w 1 i na odwrót).
Jeśli już wiemy, jakie mamy wyniki na kostkach, to możemy sobie popływać. Jeśli wyrzuciliśmy parę, to możemy danym statkiem przesunąć się o jedno pole, a jeśli trójkę, to o dwa. Jeśli jesteśmy już na wyspie, to wyrzucenie trójki oznacza, że udało się nam wyspę splądrować – kładziemy żeton skarbu na naszym statku i będzie można zaraz ruszać w drogę powrotną. Jeśli dopłyniemy do pola startowego – skarb jest nasz.
W przypadku, w którym nie udało nam się wyrzucić nic sensownego, czyli nie możemy się niczym ruszyć, możemy skorzystać z naszego pionka pierwszego oficera i wysłać go na którąś z wysp po jednorazowy bonus z danej wyspy, spróbować ukraść komuś zdobyty już przez niego skarb (ale nie wolno okradać biedniejszych graczy), lub przed takim złodziejem się bronić. W wariancie rodzinnym te dwie ostatnie opcje są wyłączone. W wariancie mocnopirackim wolno okradać wszystkich, łącznie z tymi biedniejszymi od nas.
Mamy też dostępny tryb solo, w którym tym wyższy wynik uzyskamy, im mniej rund zajęło nam zdobycie skarbu.
A oko jest na czym zawiesić?
Odpowiadając w krótkich, pirackich słowach – nie. Gra jest brzydka, papierowo-plastikowa, choć fajnie, że na kościach zamiast jedynek jest czacha – zawsze coś. Plastikowe żetony statków jednak wyglądają naprawdę tandetnie, o zwykłych, „chińczykowych” pionkach jako pierwszych oficerach nie wspominając. Jeśli cenicie sobie wrażenia estetyczne po rozpakowaniu gry, to Buccanner Bones na wszelki wypadek trzymajcie w folii.
No to co powiesz, majtku?
Powiem ze smutkiem, że takie gry wciągają świat planszówek w otchłań szuflady zabaw dla dzieci. Rozumiem potrzebę wydawania prostych tytułów dla niewymagających graczy, ale jak już ktoś się za to zabiera, to niech to chociaż wygląda jak gra. W przypadku Buccanner Bones miałem wrażenie, ze ktoś otworzył szufladę z niepotrzebnymi elementami z różnych gier, dorysował do tego planszetkę gracza i naprędce sklecił zasady. Do tego stopnia, że zgodnie z instrukcją powinniśmy najpierw rzucać kostkami, potem przerzucać, a na końcu korygować o +/-1, ale na planszetce najpierw mamy korygowanie a potem przerzucanie. Głupie to i nikomu niepotrzebne. Żałuję, że musiałem poświęcić czas swój i współgraczy na testowanie tego tytułu. Jeśli prowadziłbym kiepski bar, to może znalazłbym w nim miejsce dla Buccaneer Bones, żeby moi klienci nie nudzili się przy kolejnej kolejce ciepłego rumu. Ale nie prowadzę baru. Nawet kiepskiego. Więc ahoj, piraci, spływajcie.
Mimo wszystko dziękujemy wydawnictwu Wattsalpoag za udostępnienie gry do recenzji.
sipio (2/10) – nie wiem i nie chce wiedzieć, ile autor gry musiał wypić piwa, by naciągnąć mechanikę tej gry na przedstawiony temat. Sam pomysł nawet nie taki głupi, ale z pewnością wymagałby spędzenia jeszcze wielu godzin i niekoniecznie przy piwie. Decyzji tu niewiele, a te które są dają mało radości. Do tego ciężko zdobyte złoto może być skradzione. Jedna gra i wystarczy.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(3/10):
Ogólna ocena
(3/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Da sie grać, ale nie bardzo jest powód, żeby to robić. Nie polecilibyśmy jej nikomu, bo potężne wady przesłaniają kompletnie nieliczne, drobne plusiki, które gdzieś tam próbują się nieśmiało wyłonić. Raczej dla desperatów.