Nie mam najmniejszych wątpliwości, że większość ze stałych czytelników Games Fanatic spędziło długi, majowy weekend z grami. Piękna pogoda kusi do spacerów, wycieczek za miasto, woła, by człowiek wsiadł na rower i wciągnął w wątłą pierś świeżego powietrza. Nałóg jednak to nałóg, rower rowerem, ale zagrać też trzeba…
W moim przypadku sprawa była jasna, trzeba pogodzić jedno i drugie, trzeba znaleźć czas na to, by i wątłą pierś dotlenić i na to, by spotkać się z przyjaciółmi i ponachylać się nad planszą. Wtorek więc spędziłem poza miastem, machając szpadlem i siekierą, środę więc spędziłem na wyprawie do słonecznego Krakowa, spacerując po rynku i przebijając się przez trzy miliardy podobnych mi turystów, czwartek jednak zarezerwowałem na spotkanie z przyjaciółmi i kilka godzin miłej gry. Zaczęliśmy tuż po obiadach, o szesnastej, w moich skromnych progach.
Space Dealer
Było nas cztery duszyczki, a duszyczka piąta miała się spóźnić. Spojrzałem więc na półkę w poszukiwaniu gry na czterech graczy, a ponieważ na – dopiero co zakończonym – Constarze przyglądałem się partyjce Space Dealera, uznałem, że kosmiczny wyścig to całkiem dobre, emocjonujące i ciekawe rozpoczęcie popołudnia.
Ruszyły więc stopery, ruszyły klepsydry, a na twarzach wykwitły uśmiechy. Od czasu kiedy gramy na pełnych, zaawansowanych regułach Space Dealer stał się grą brutalną, i tym razem brutalność była moją działką. Dość dziwne podejście kart technologii sprawiło, że miast dobrych kopalni, konwerterów czy miast, na swojej planecie wybudowałem doki (dodatkowy statek kosmiczny), fabrykę robotów (dodatkowa klepsydra) oraz sondy sabotujące (specjalne cudo do blokowania cudzych klepsydr). Trzecia z klepsydr non stop produkowała więc czarne, sabotujące sześcianiki, statki latały to w lewo, to w prawo, tyle że towarów jakoś tak miałem niewiele. W końcu jednak udało się wybudować dobrą kopalnię i ruszyłem z kopyta, przy trzech klepsydrach, dwóch statkach zamieniłem moja planetę w prawdziwy kombajn do produkcji Victory Pointów.
Gdy skończył się czas, gdy spojrzeliśmy na punktację, gdy przeliczyliśmy ją ponownie, dla pewności, okazało się, że wygrałem, i owszem, lecz tylko o 2 punkty. Ledwo, ledwo. Byłem pewien, że mam o wiele większą przewagę.
A’popos tego, iż byłem pewien – postanowiliśmy zrezygnować z bardzo kiepskiej trakcji Victory Punktów, którą oferuje Space Dealer. Nie raz i nie dwa okazywało się, że w pośpiechu, w bałaganie gry ktoś błędnie przestawił swój pionek na tej linii, linii, która jest blada, niewyraźna i niestabilna. Liczymy punkty dopiero na końcu gry. Ma to olbrzymią wadę – bo właśnie nie widać kto plus minus prowadzi, lecz naprawdę, uznaliśmy, że lepiej nie wiedzieć kto prowadzi, niż posiłkować się błędnymi danymi. Nie było ostatnio rozgrywki, w której ktoś się choć raz nie pomylił i błędnie nie posunął swojego lub cudzego klocka.
Być może wykonam zupełnie osobną, dodatkową planszę, na której będzie się zaznaczało Victory Pointy. To chyba jedyne sensowne rozwiązanie…
Wsiąść do pociągu: Europa
Jako że na łamy najnowszego Gwiezdnego Pirata ma trafić recenzja Wsiąść do pociągu: Europa, gra zagościła na naszym stole. Zagości jeszcze ładnych parę razy, bo po tej pierwszej partii mam więcej pytań niż odpowiedzi. Bezdyskusyjnie, Wdp:E bardzo mnie zaskoczyło. Byłem przekonany, że dzięki ciasnej planszy gra nabierze bardziej wrednego charakteru, że niewielki stopień interakcji, jaki występował w klasycznym Ticket to Ride tu zostanie zwiększony.
Nic z tych rzeczy. Jest dokładnie na odwrót.
Do większości miast można dotrzeć na przeróżne sposoby, jak gdzieś dotrzeć nie można, buduje się dworzec. Kłopotu w budowie połączeń nie ma praktycznie żadnego, Europa jest bardziej jeszcze przyjazna i familijna niż podstawowe Ticket to Ride.
Pogram, potestuję, opiszę w #21 Piracie. Gracze, z którymi grałem, osoby, które nie znały Ticketa, byli planszówką zachwyceni. I o to chyba chodzi, prawda?
Paintball
Minęło – jak możecie plus minus obliczyć – jakieś półtora godzinki, obiadek już się nam strawił w brzuszkach i padła propozycja zagrzania kryjącego się w kuchni leczo. Kiedy leczo się grzało, wyciągnąłem na stół Paintball.
Paintball to gra autorstwa Folko. Gra w mojej opinii jest wyśmienita, a co za tym oczywiście idzie, Portal postanowił ją wydać. Ukaże się w sierpniu, pod koniec wakacji, w sam raz by w nowy rok szkolny i akademicki weź z czymś, w co można pograć na nudnych wykładach i okienkach!
Paintball to plansza, na której widnieją murki i widnieją skrzynki. Za skrzynkami i murkami oczywiście możemy się chować. Skrzynki – oczywiście – możemy przesuwać. Są też bazy, a w bazach flagi. No i są ludki, którymi biegamy i się strzelamy.
W każdej turze rzuca się xk6, gdzie x to ilość graczy +1. Następnie każdy z graczy wybiera sobie jedną z k6. Jej wynik to ilość pól, które możemy przebiec, a jej dopełnienie do 8 to ilość strzałów, które możemy oddać. Osoba o najniższej wartości kości zaczyna turę. Całość jest słodko taktyczna, bowiem non stop musimy decydować czy bierzemy niską kość i atakujemy pierwsi, czy bierzemy wysoką i gramy na końcu. Musimy decydować, czy chcemy dużo biegać, czy dużo strzelać, musimy ważyć decyzje i patrzeć skąd czyha największe niebezpieczeństwo, jak ustawić się pomiędzy murkami i skrzynkami, by osłonić się z wszystkich stron…
W Paintballu jestem – przyznaję – zakochany, zakochany jest już w nim i Kredens, gliwicka knajpka, gdzie grę pokazałem w ubiegły poniedziałek. Niebawem, już za miesiąc kolejna edycja Pionka, gliwickich spotkań z grami. Zapraszam wszystkich, przyjedźcie do Gliwic, a będziecie mieli szansę na własne oczy zobaczyć Paintball i pograć. Będziecie zachwyceni.
Ah, i należy wam się jeszcze anegdotka. W grze brał udział Adam Hammudeh, nasz Portalowy rysownik (ilustrował m.in. Machinę), osoba, która będzie też ilustrowała Paintball. Kiedy Mirek zastrzelił mu pionka, Adam powoli podniósł głowę znad planszy i śmiertelnie poważnym głosem powiedział:
– Jedna z postaci na okładce będzie miała twoją twarz…
Przy stole zapadła cisza. A potem wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem!
Pit
Po Paintballu i po leczo, uznałem, że czas na coś lżejszego, takiego, żeby myśli o pobiedniej drzemce przegnać, żeby oczka nam się nie kleiły, a brzucho by nie mruczał usypiająco. Ściągnąłem więc z półki Pit, grę, którą nabyłem całkiem niedawno i jeszcze nigdy nie grałem.
“Co to jest?” padło pytanie, “Z reguł wynika, że taka Bohnanza w real time” odparłem i ułamek sekundy później wiedziałem, że to była kiepska reklama. “O, nie, nie gram z tobą w żadną Bohnanzę, nie ma mowy”.
No cóż, faktycznie, w Gliwicach mam zakaz gry w Bohnanzę. Jakoby gadam jak najęty, japa mi się nie zamyka, i człowiek w moim towarzystwie czuje się jakby wylądował na środku targu. Opinie te są srogo przesadzone, nie mniej, dostałem zakaz gry w Fasolki.
Cóż, pozostało mi jedynie żebrać. “Proszę, jedna partia. Tylko zobaczmy jak to działa. Jedna partia, to trwa około minuty.”
Wybłagałem. Poparł mnie Mirek, potem złamał się Adam, uzyskaliśmy przewagę i zaczą
łem tłumaczyć reguły. Te są proste i zapowiadały raczej nudną i kretyńską grę. Każdy ma 9 kart i w czasie rzeczywistym ma tak wymieniać się z innymi graczami, by na ręku zdobyć 9 kart jednego rodzaju. I tyle.
“Jedna partia, proszę” – znowu musiałem błagać.
Zaczęliśmy.
Gra jest obłędna. Totalnie odjechana. Dwójka sceptyków przyznała, że jest OK. Zagraliśmy drugą partię. I trzecią. Szło szybko, więc zagraliśmy czwartą partię i piątą. Ze szczęścia i radości praktycznie lewitowałem nad stołem, handlując w czasie rzeczywistym, krzycząc, drąc się, wytargując dosłownie karty innym graczom. Z tych pięciu partii wygrałem trzy, dwa razy tylko uznając wyższość, raz Merry, raz Mirka.
Jestem w Picie zakochany. Biorę go w poniedziałek do Kredensu. Jeśli nie wywalą nas z knajpy to będzie cud. A za dwa tygodnie jak nic, będę miał w Gliwicach zakaz gry w Pit. Czad.
Sleuth
Po szalonym Pit, postanowiłem, że na stół powędruje gra, która od dłuższego czasu kurzy się na półce, a której reguły specjalnie właśnie przeczytałem sobie w czasie długiego weekendu. Była idealna okazja by sprawdzić ile rzecz jest warta. Tytuł to Sleuth, gra autorstwa Sid Sacksona, klasycznego, kultowego w USA autora gier, w Europie o wiele mniej znanego (recenzowałem onegdaj na łamach Pirata jego grę “I’m the Boss”). Sleuth to klasyczna gra dedukcji. Jest talia z kamieniami szlachetnymi, a w niej karty, które różnią się między sobą: rodzajem kamienia (diament, opal, perła), ilością kamieni (jeden, dwa i trzy) oraz z barwą (żółty, czerwony, niebieski). Druga talia to karty pytań, konkretne pytania jakie możemy zagrać graczom.
Karty kamieni rozdajemy graczom – za wyjątkiem jednej. Musimy zgadnąć jaka karta nie została rozdana i została w pudełku. Rozgrywka polega na używaniu kart pytań i zadawaniu graczom określonych pytań dotyczących tego jakie kamienie mają na ręce.
Gra nie jest w moim typie, myślę, że zagram w nią jeszcze raz, może drugi i sprzedam, by kupić sobie coś innego. Wymaga nieustannego notowania jakie padły odpowiedzi, wyciągania wniosków, analizowania tego jakie karty mają gracze na ręce.
Mirek, jeden z graczy, który zna Mystery at Abbey stwierdził, że jest to szybsza, mniej rozbuchana wersja Mystery. Jemu Sleuth się podobał, podobnie jak Andrzejowi. Cóż, gry dedukcji to nie mój gatunek.
Qubix
Był już zaawansowany wieczór, a ja przypomniałem sobie, że specjalnie na czwartkowe granie przygotowałem jeszcze jeden prototyp Folka! Rzecz o tyle szczególna, że jest to gra drewniana i przygotowanie tego prototypu nie było łatwe, bo i zakupy w Praktikerze i mierzenie odpowiednich elementów, i wizyta u stolarza, i malowanie bejcą i ogólnie Adam Słodowy in Action!
Qubix to gra logiczna przeznaczona dla 3 do 5 graczy, w której gracze budują wieże z klocków. Klocki są w pięciu kolorach, w trzech rozmiarach, a wzorki są przeróżne i różnie punktowane. Qubix to – w zasadzie – pierwsza gra Folko, którą wymyślił na specjalne zamówienie Portalu. Po tym, jak uzgodniliśmy wydanie Glika, ustaliłem z Adamem jaki kolejny tytuł Portal chciałby wydać i voila, oto powstał Qubix.
Graliśmy w gronie pięcioosobowym, czyli przy maksymalnej liczbie graczy (wcześniej grałem w gronie trzy osobowym) i gra sprawdza się bardzo fajnie. Podobnie jak w Gliku, Adam zawarł fajną, ciekawą grę logiczną w prostych, bardzo sympatycznych regułach, takich, które nie odrzucają nawet osób na co dzień stroniących od gier logicznych.
Ah, i jeszcze cytat: “Jak będziesz to wydawał, proponuję, by na pudełku widniał napis: “Pierwsza WREDNA gra logiczna na świecie”.
Oltre Mare
Spojrzeliśmy na półki, na gry różne i różniste i zaczęliśmy eliminować kolejne tytuły. Ten tylko dla czterech graczy, ten za ciężki, ten za długi i tak po kolei, aż doszliśmy do Oltre Mare. Całkiem dobry wybór pomyślałem i rzuciłem go na stół. Obszerna recenzja tej gry pojawi się w #21 numerze Gwiezdnego Pirata, w skrócie powiem, że jest to gra troszkę podobna do Bohnanzy, lecz z większą ilością reguł, nieco po prostu trudniejsza. Tak jak w Bohnanzie zbiera się fasolki, tu handlujemy zbożem, mąką, miodem, winem itp. i wrzucamy to na nasze statki. Całość jest bardzo sympatyczna, można i handlować (jak w Fasolkach) i kupować karty z decku, trzeba troszeczkę planować, a troszeczkę liczyć pieniążki. Całość miła i sympatyczna i polecam serdecznie. A po obszerną recenzję zapraszam do Pirata.
Adel Verpflihtet
Było już późnawo, Adam miał za godzinkę autobus do domu, więc spojrzałem na półkę w poszukiwaniu czegoś co wszyscy znamy. I co jest proste. I szybkie. I dodatkowo fajne. I wybór padł na Adel Verpflihtet.
Z Adel Verpflihtetem historia jest o tyle zabawna, że kupiłem go sobie w antykwariacie w Niemczech, kilka razy pograłem, ale ponieważ troszkę mi się przejadł, a wydawało mi się, że i Merry też nie podszedł, wymieniłem go z Folkiem, Folko dostał Adela, a ja wziąłem Ave Caesar, które dałem dzieciakom do zabawy.
Kiedy zakomunikowałem Merry o moim super posunięciu i o tym, że mam dla dzieciaków super grę o wyścigach, dostałem taką burę, że aż do teraz mam ciarki na plecach. Otóż okazało się, że Merry bardzo lubi Adel i skąd mi do głowy strzeliło, że nie! Cóż, wydzierać Folkowi Adela? Kiepsko.
Nie pozostało mi nic innego, jak kupić Adel po raz drugi. I właśnie teraz była okazja zagrać. Graliśmy w tempie iście ekspresowym, bo autobus był tuż tuż, a my jak roboty, jak cyborgi, ciach, ciach, karty z jedynką, ciach ciach karty z dwójką, i wystawianie, i zakupy i nocnik, fajki i pędzimy do zwycięstwa. Wygrała Merry.
No dobrze, niech jej będzie, może warto było ponownie kupić tego Adela…
Boomtown
Adam już pojechał, został jeszcze Mirek i Andrzej, na zakończenie na stół trafił Boomtown. Wielokrotnie pisałem, że Boomtown ma w sobie coś, ma taką lekkość, łatwość, że z jednej strony nie jest prosty i głupi jak Jungle Speed, ale z drugiej strony jest na tyle prosty, że nadaje się właśnie na zakończenie długiej posiadówy, kiedy wszyscy już są zmęczeni i padają na nos.
Boomtown to gra licytacyjna, licytuje się kopalnie, a potem rzuca się 2k6, jak w Osadnikach z Catanu i sprawdza, która kopalnia przyniosła zysk. Do tego dochodzi kilka fajnych kart specjalnych, jak Bar, czy Dynamit i oto przed nami jawi się sympatyczna, prościutka gra, jedyna gra licytacyjna w mojej kolekcji, jedyna w którą naprawdę lubię grać i zawsze dobrze się bawię. Polecam ją wszystkim, warto się tym tytułem zainteresować!
Mimo więc zmęczenia, późnej pory i ostatnich uciekających autobusów, grało nam się w Boomtown ciepło i miło. Zresztą, wiele mógłbym postawić na tezę, iż połowa sukcesu Boomtown to fajowe żetony kasy, którymi się – najzwyczajniej na świecie – bardzo fajowo licytuje. Grzechot plasitkowych kółeczek na stole jest diablo miły. No i dlatego wiecznie w Boomtown przegrywam. Rzucam tymi żetonami i rzucam, jak zaklęty wsłuchując się w ten grzechot…
I tak oto dobiegło końca planszówkowe popołudnie z grami w Gliwicach. Pograliśmy w gry lekkie, w cięższe, trochę się pośmialiśmy, trochę pogłówkowaliśmy, wszamaniliśmy paluszki, czekolady, leczo, wypiliśmy wiadro kawy i herbaty, ogólnie mówiąc, jak zawsze – było super!
Wdp:E :D:D:D:D. Jeszcze lepiej brzmi WdoP:E :D
Grałem jedną partyjkę sam ze sobą symulując czterech graczy w Paintballa wg jakiejś dość chyba wczesnej wersji zasad i gra mi nie przypadła do gustu specjalnie. Miło przeczytać, że Adamowi udało się zrobić kolejny wypasik. Mam to już wydrukowane, więc będzie łatwo sprawdzić grę również w Warszawie.
Co do Qubixa – mój własny prototyp usiłowałem dzisiaj zdobyć, ale niestety w Obi nie mieli stosownej listwy, a pobliski zakład stolarski stwierdził, że u nich to tylko płyty wiórowe mają… Będę dalej szukał w innych marketach budowlano – majsterkowiczowskich…
A na przetestowanie cały czas czekają Żabki – kolejna nowa gra folko mocno podejrzana o bycie świetną pozycją…
Tak samo jak z Toba w Fasolki, tak nikt ze mna nie chce w Gdansku grac w Osadnikow :> Cale szczescie, ze znalazlem chetnych na ConStarze :)
Druga, fajna relacja w niedługim czasie po relacji Pancho. Miło, że blog odżył :-)
Jeśli chodzi o Paintballa i planszę jaką masz Jacku, trochę się historia zmieniła. Tzn. można na niej grać itd. ale plansza poszła w kierunku modułowym. Jest plansza „podkład”, na której w zależności od scenariusza będzie się układało murki, bazy, skrzynie ;-) Setki układów, możliwość różnej zabawy, różne zadania itp ;-)
Czyli jak rozumiem Portal miał wydawać na zmianę grę Cheapass Games i polską produkcję i w polskich monopol ma Folko :) W sumie dobrze. Tylko odnośnie gier Folko to przypominam iż Glik/Glak miał wyjść w kwietniu.
Glik miał wyjść w kwietniu, drukarnie pokpiły sprawe i odbieramy Glika z drukarni we wtorek, niestety kilka dni poślizgu. Do druku Glik poszedł na początku kwietnia i miast być gotowy w ciągu 14 dni… Skończyło się jak skończyło.
Jeśli chodzi o monopol Folka, to na razie jest 2:1 dla niego, jedna gra moja, dwie jego. Cóż, muszę uznać wyższość Adama. Ale broni nie składam i coś tam knuję i projektuję czasami. :)
Masz cierpliwosc do tych drukarni…
rysunki w machinie były obrzydliwe.
to jedna z bolączek polskich gier. Niby maja byc z jajem a wychodzi jak zawsze. Ludzie zrobcie gre normalna. bez jakis glupawych rzeczy ale porzadna. Jak sie dowiedzialem ze paintball’a tez bedzie robil ten sam czlowiek to sie załamałem. Nie mowie, ze nie ma talentu. Nawet odwrotnie, ale czemuz on z niego nie korzysta?
O to by Adam ilustrował Paintballa poprosiłem osobiście. Wierzę że zrobi to super.
Gry nie znam, ale z tego co przeczytalem to zapowiada sie super. Mam nadzieje ja wkrotce przetestowac ;-).
Ale ja tam bym wolal klimat Counter-Strike’a – takie postacie, antyterrorysci itp.
Juz mi sie marzy wykorzystanie regul do tworzenia scenriuszy, gdzie sie odbija zakladnikow, podklada bomby itp., a gracze sa roznymi czlonkami druzyn… Planszowkowy CS albo Rainbow Six :-).