City Tycoon [Współpraca reklamowa z Rebel.pl] Wydawca nie ma wpływu na treść recenzji
Ten tekst przeczytasz w 8 minut

Dawno, dawno temu była sobie gra komputerowa „SimCity”, na której wychowały się rzesze miłośników symulowanej ekonomii. Stała się ona niejako symbolem całego mini-gatunku gier, gdzie celem naszym jest projektowanie, a następnie zarządzanie nowożytnymi miastami. Na przestrzeni lat powstała spora liczba jej naśladowców (jak również bezpośrednich kontynuatorów oryginału), z odmienianymi na wszelkie sposoby słowami „Sim” oraz „Tycoon” w tytułach i temat na dobre wypełnił własną niszę rynkową. Pomysł ten jest, zdawałoby się, wręcz wymarzony do adaptacji na postać gry planszowej, a jednak nie był do tej pory eksploatowany, przynajmniej ze zbliżoną tematyką, nie odbiegającą od realiów, w jakich osadzony jest pierwowzór. Z wielkim zainteresowaniem podszedłem zatem do informacji, że rok 2011 przyniesie nam co najmniej dwie nowe pozycje traktujące o tej jakże praktycznej dziedzinie działalności ludzkiej. Chodzi naturalnie o „Urban Sprawl”, wydane przez znane głównie z gier o zupełnie innym charakterze GMT, oraz o naszą rodzimą produkcję – „City Tycoon”.

Jak się później okazało, mimo poruszania podobnej tematyki, dwie wspomniane gry nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego, ale że nie planuję pisać recenzji w formie porównania (co byłoby dość karkołomne), więc tu zamykam wątek kontrowersyjnego dzieła twórców zza oceanu, a koncentruję się na istocie tematu. Tak więc dwóch Polaków, Hubert Bartos i Łukasz Kowal, siłami wydawnictwa Rebel.pl, przeniosło na planszę legendę rozrywki komputerowej. A przynajmniej tak mi się zdawało, gdy pudełko z grą dopiero do mnie zmierzało. Rzeczywistość okazała się nieco odmienna, ponieważ „City Tycoon” bynajmniej nie usiłuje odtwarzać wyżej wymienionych pozycji komputerowych, a jedynie współdzieli z nimi pewne elementy.

Niech się mury pną do góry

Czy to źle? Przyznaję, że gra „City Tycoon” rozminęła się nieco z moimi (bezpodstawnymi, muszę dodać) oczekiwaniami, ale nie jest to w żadnym wypadku powód do krytyki, bo swoje założenia realizuje w sposób kompetentny i sprawny. Zanim jednak przejdziemy do mechanizmów, przyjrzyjmy się naszemu miastu z lotu ptaka.

Miasto z lotu ptaka

O szacie graficznej „City Tycoon” wypowiedziano już w rozmaitych dyskusjach nieco cierpkich słów. Wielu osobom futurystyczna wizja miasta przyszłości i dość oszczędne, schematyczne ilustracje budynków nie przypadły szczególnie do gustu, zwłaszcza że prototypy zapowiadały coś zupełnie innego. Osobiście uważam, że choć wygląd nie rzuca na kolana swoim bogactwem, to paradoksalnie bardziej pasuje do charakteru gry, którą znajdziemy w pudełku, niż pełne szczegółów czy bardzo realistyczne dzieła innych ilustratorów.

O ile jednak na sam styl i koncepcję artystyczną nie zamierzam narzekać, muszę jednak wylać łyżkę lub dwie dziegciu, opowiadając o użytkowej stronie zastosowanych rozwiązań graficznych. Po pierwsze w przypadku żetonów, w szczególności tych oznaczających przynależność do konkretnych graczy, zastosowano daleko idącą oszczędność kolorów, przez co na przykład żetony czarne od granatowych różnią się naprawdę nieznacznie i tylko przy dobrym oświetleniu. Z kolei plansza, która w trakcie rozgrywki powstaje z wykładanych kafelków, na brak owych kolorów zdecydowanie nie cierpi. Mieni się wszelkimi jaskrawymi barwami, ilustracje przedstawiają dość abstrakcyjne kształty zupełnie nie kojarzące się z zastosowaniem danego elementu, a na tym wszystkim spoczywają jeszcze wspomniane wcześniej żetony i kolorowe kostki. Jeśli dodam, że takie same kostki oznaczają zarówno surowce dostępne do wykorzystania, jak i te właśnie wykorzystane, kształtuje się obraz daleki od przejrzystości, i tak jest w rzeczywistości. W zaawansowanej fazie gry niewiele widać na pierwszy rzut oka, a i drugi może nie wystarczyć – zdarza się, że szukając odpowiedniego miejsca dla realizacji naszego planu zmuszeni jesteśmy przejrzeć całą planszę kafel po kaflu.

Cztery kolory znaczników...

O ile na rozwiązania graficzne można narzekać, o tyle same materiały i wykonanie na takie potraktowanie na pewno nie zasłużyły. Kafle są wielkie, solidne i wygodne w obsłudze, znajdziemy ich w pudełku ponad 160. Ponadto żetony pieniędzy, znaczniki graczy, trochę drewnianych kostek reprezentujących zasoby i mała plansza pomocnicza do liczenia punktów (rozwiązanie jakby wyjęte z „Carcassonne”, z którym zresztą gra optycznie siłą rzeczy się kojarzy – zupełnie niesłusznie). Ponadto dwie instrukcje – po polsku i po angielsku, dość sensownie napisane, chociaż nie ustrzegły się pewnych niedopowiedzeń. Na szczęście zawierają również obszerne przykłady, które powinny rozwiać większość wątpliwości (na przykład komu płaci się za transport). Zdarzył mi się również przypadek, gdy niejasności w sformułowaniach w instrukcji polskiej musiałem rozjaśniać, sięgając po wersję angielską, co zdarza mi się dość często – ale w sytuacjach, kiedy to angielski jest językiem oryginału. W przypadku gry polskiej było to odrobinę zaskakujące.

Miasto oczami inwestora

Wiedząc już, do czego „City Tycoon” wcale nie jest podobny i na czym się nie wzoruje, należałoby przejść wreszcie do informacji, czym ta gra w rzeczywistości jest i o co w niej chodzi. Zasady rozgrywki są zaskakująco mało skomplikowane i w gruncie rzeczy niemalże dałoby się je wyjaśnić w ramach tej recenzji. Na partię składają się cztery etapy, podczas których wspólnie rozbudowujemy, niemalże od zera, nasze miasto, dostając do dyspozycji coraz bardziej zaawansowane budynki/dzielnice (będę używał tych terminów wymiennie) i usiłując optymalizować ich umiejscowienie i późniejsze wykorzystanie. Każdy etap rozpoczyna się od pozyskania nowych kafli dzielnic. Otrzymujemy je przy pomocy mechanizmu draftowego jakby żywcem wyjętego z zeszłorocznego hitu – „7 Cudów Świata”. Każdy otrzymuje kilka dzielnic, wybiera jedną, resztę przekazuje sąsiadowi, a z kolei od drugiego sąsiada otrzymuje kolejne dzielnice. W efekcie gracz wchodzi w posiadanie pewnej puli możliwości w postaci uzyskanych kafli i możemy przechodzić do fazy ich wykorzystania, czyli budowy miasta.

Rozmaite dzielnice

(Roz)budowa miasta to po prostu dokładanie zdobytych kafli do istniejących już dzielnic (od samego początku istnieje „centrum” czyli cztery dzielnice będące własnością samego miasta, a nie żadnego z graczy). W odróżnieniu od wspomnianego już „Carcassonne” i gier jemu podobnych nie ma tu niemalże ograniczeń: elementy nie muszą do siebie w żaden sposób pasować, łączyć się drogami itd. Mamy zupełną dowolność, kierujemy się jedynie tym, czy dany ruch nam się opłaca – a jest sporo czynników, które powinniśmy wziąć pod uwagę. Kluczowymi są tu przede wszystkim spójność własnego terytorium (wykładane dzielnice są przez nas kontrolowane, co wpływa przede wszystkim na koszty transportu, o czym za moment) oraz łatwy dostęp do surowców, co nie zawsze idzie ze sobą w parze.

Skoro już o surowcach mowa, mamy ich w zasadzie dwa rodzaje: wodę i prąd. Dostarczają ich specjalne rodzaje budynków, które możemy postawić zamiast dzielnicy. Do wyboru mamy warianty produkujące mniejsze ilości co rundę, albo większą ilość jednorazowo. Każdy kolejny wodociąg czy elektrownia są droższe, ale i wydajniejsze, więc pojawia się przed nami perspektywa kolejnych wyborów: kupować szybko i tanio, czy też poczekać na lepsze sztuki. A może po prostu korzystać z tego, co zbudują przeciwnicy?

Oczywiście za wystawianie dzielnic czy też źródeł surowców musimy zapłacić, a gotówki zawsze brakuje. Dlatego też zamiast kafel dołożyć do planszy, możemy go sprzedać. Rezygnujemy z ruchu, a nasze konto staje się odrobinę zasobniejsze. Nigdy nie będzie nas stać na wyłożenie wszystkiego, co pozyskaliśmy w czasie draftu, więc zmuszeni jesteśmy wybierać najbardziej opłacalne i pasujące do naszej strategii opcje.

Ostatnia, najbardziej kombinacyjna faza etapu to moment, w którym musimy zasilić nasze dzielnice we wspomniane surowce. Na (prawie) każdej dzielnicy znajdziemy prosty schemat: wymaga ona pewnych ilości zasobów (wody, prądu, pieniędzy, dóbr itp.), po dostarczeniu tychże produkuje natomiast inne (pieniądze, dobra, punkty zwycięstwa itp.). Gracze po kolei wybierają po jednej ze swoich dzielnic, którą pragną wykorzystać, i tu pojawia się sedno problemu: surowce trzeba jakoś do dzielnicy dostarczyć, a za transport słono się płaci. Chyba że transportujemy ze swojej własnej elektrowni/wodociągu, przez wyłącznie swoje własne dzielnice – wtedy wszystko jest darmowe (i tu opłaca się tworzenie zwartej infrastruktury, a nie losowe rozsiewanie swoich zabudowań po planszy). Jednak podobnie jak chociażby w „Brassie”, nie jesteśmy bynajmniej ograniczeni do surowców znajdujących się w naszym własnym posiadaniu – możemy kupować je od innych (nie pytając ich zresztą o zdanie). To z kolei podpowiada inne rozwiązanie: przeciwnik buduje elektrownię, my tuż obok stawiamy budynek silnie od prądu zależny i tanim (choć niezerowym) kosztem „podkradamy” zasoby. We wspomnianym „Brassie” w większości przypadków taka operacja była korzystna dla obu stron – tu jednak jest to bardziej sytuacyjne. Zasobów jest dość mało w stosunku do liczby dzielnic, szczególnie w zaawansowanej fazie gry, więc nie wszystko da się zasilić – „kradzież” kluczowej ostatniej wody na planszy może być bardzo bolesna dla ofiary.

Plansza w wariancie dwuosobowym

W grze występuje jeszcze jeden bardzo istotny rodzaj dzielnic, które same w sobie nic lub bardzo niewiele dają, ale podnoszą wartość (czyli profit uzyskiwany po zasileniu) dzielnic sąsiednich, i to niezależnie od tego, kto jest ich właścicielem. Warto zatem rozbudowywać się z głową, tak rozmieszczać dzielnice, by z pojedynczego zasilenia wyciągnąć maksimum korzyści. Czasem warto podłączyć się do budynków przeciwnika, czasem wręcz przeciwnie – zablokować mu bardzo korzystne miejsce stawiając tam byle co – na przykład kafel wody czy łąki. O ile jestem w stanie oceniać po kilku partiach, nie będąc jeszcze ekspertem, te właśnie dzielnice wspomagające mogą być kluczem do zwycięstwa przy zawodnikach o wyrównanym poziomie.

Jak to jednak bywa w eurograch, a „City Tycoon” niewątpliwie takowe reprezentuje, miasto miastem, surowce surowcami, a na końcu liczą się tylko nieśmiertelne punkty zwycięstwa. Tradycyjnie dzielnice pojawiające się w ostatnim etapie pozwalają nam zdobyć szczególnie duże ich ilości i jest to moment, na który trzeba być przygotowanym, by wycisnąć ostatnią kroplę (i iskrę) z tego, co wcześniej zaprojektowaliśmy. Zdobywca największej liczby punktów zdobywa łaskę króla… a nie, uznanie burmistrza.

Miasto w ocenie burmistrza

Jak już wspominałem – „City Tycoon” zaskoczył mnie, i to nie raz. Pierwszym zaskoczeniem (z mojej zresztą winy) był fakt, że gra podchodzi do tematu w nieco inny sposób, niż się tego spodziewałem. Nie ma co się oszukiwać – jest to pozycja dość abstrakcyjna. Nie projektujemy miasta by stworzyć logicznie uzupełniające się z punktu widzenia potencjalnego mieszkańca regiony, ani też nie modelujemy jakichś rzeczywistych mechanizmów. Podejście jest raczej czysto pragmatyczne – ten budynek przerabia prąd w pieniądze, a ten wodę w punkty. W związku z futurystyczną koncepcją artystyczną trudno nawet określić, co to za budynki i prawdę mówiąc nie zwraca się na to zupełnie uwagi.

Drugi raz gra zaskoczyła mnie prostotą zasad, które autentycznie tłumaczy się nie dłużej jak dziesięć-piętnaście minut. Gdyby nie to, że później stawia przed graczem spore wyzwania optymalizacyjne i wymaga zarówno umiejętności planowania, jak i zwykłego liczenia, uznałbym ją za całkiem dobrego kandydata do wprowadzania w świat planszówek. A i w aktualnej postaci nie skreślałbym z miejsca tego pomysłu.

Rebel Office

Wreszcie głównym zaskoczeniem było dla mnie to, jak wiele udało się autorom wycisnąć z tak prostych założeń i nieskomplikowanych zasad. W „City Tycoon” jest nad czym myśleć, zarówno w skali całej gry (zarządzanie funduszami, kluczowe decyzje), jak i w ramach pojedynczego ruchu (optymalne grupowanie budynków, kolejność zasilania dzielnic). W dodatku pojawia się całkiem spore pole do interakcji, być może trochę nieoczywistej, ale urozmaiconej. Teoretycznie da się grać tak, by każdy budował sobie własne poletko, samowystarczalne i nie wchodzące w drogę innym. Można jednak grać inaczej. Na przykład: zamiast skorzystać ze swoich, darmowych surowców, można kupić je od przeciwnika, przez co on z kolei zmuszony będzie nabyć surowce nasze, po wyższej cenie (bo nasza elektrownia zaszyta jest gdzieś na rubieżach miasta, a transport kosztuje). Innym pomysłem jest podpinanie swoich dzielnic bezpośrednio do źródeł surowców przeciwnika, by je bezkarnie podkradać. Oczywiście należy też bacznie obserwować, czy nie buduje on sobie eleganckiej enklawy z dużą liczbą wspomagających się wzajemnie budynków, by w kluczowym momencie zablokować najważniejszą inwestycję albo wręcz samemu podłączyć się do niej.

Gra jest przystosowana dla dwóch, trzech lub czterech graczy, a modyfikacja umożliwiająca skalowanie jest niezwykle prosta. Przy pełnym składzie rozwój miasta może następować we wszystkich kierunkach, przy trzech osobach pojawia się „ściana” blokująca układanie kafli z jednej strony, przy dwóch graczach mamy dwie takie ściany – tak jakbyśmy zaczynali z narożnika planszy. Przeprowadzone przeze mnie rozgrywki przebiegały tak, że przy większej liczbie graczy bardziej koncentrowaliśmy się na wykorzystaniu/podkradaniu surowców, ale partia przebiegała raczej pokojowo. Natomiast w przypadku pojedynku wredne zagrania miały już miejsce na całego (szczególnie zapamiętam mojemu przeciwnikowi usytuowanie wielkiego jeziora w centrum mojego kompleksu handlowo-rozrywkowego).

„City Tycoon” to zaskakująco dobra pozycja. Nie jest to gra o budowie miasta przyszłości jakiej oczekiwaliby miłośnicy klimatu lub zasad odwzorowujących rzeczywiste procesy społeczne i biznesowe. Otrzymujemy natomiast prawdziwe „euro”: proste w zasadach, złożone w możliwościach ich wykorzystania, grze kombinacyjnej i interakcji.



Dziękujemy firmie Rebel.pl za przekazanie gry do recenzji.


 

Ogólna ocena (4/5):

Złożoność gry (3/5):

Oprawa wizualna (3/5):

Przydatne linki:

One comment

  1. Avatar

    chętnie bym sprawdził, ale cena mnie skutecznie odstrasza :(

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Cookies settings
Accept
Privacy & Cookie policy
Privacy & Cookies policy
Cookie name Active

Privacy Policy

What information do we collect?

We collect information from you when you register on our site or place an order. When ordering or registering on our site, as appropriate, you may be asked to enter your: name, e-mail address or mailing address.

What do we use your information for?

Any of the information we collect from you may be used in one of the following ways: To personalize your experience (your information helps us to better respond to your individual needs) To improve our website (we continually strive to improve our website offerings based on the information and feedback we receive from you) To improve customer service (your information helps us to more effectively respond to your customer service requests and support needs) To process transactions Your information, whether public or private, will not be sold, exchanged, transferred, or given to any other company for any reason whatsoever, without your consent, other than for the express purpose of delivering the purchased product or service requested. To administer a contest, promotion, survey or other site feature To send periodic emails The email address you provide for order processing, will only be used to send you information and updates pertaining to your order.

How do we protect your information?

We implement a variety of security measures to maintain the safety of your personal information when you place an order or enter, submit, or access your personal information. We offer the use of a secure server. All supplied sensitive/credit information is transmitted via Secure Socket Layer (SSL) technology and then encrypted into our Payment gateway providers database only to be accessible by those authorized with special access rights to such systems, and are required to?keep the information confidential. After a transaction, your private information (credit cards, social security numbers, financials, etc.) will not be kept on file for more than 60 days.

Do we use cookies?

Yes (Cookies are small files that a site or its service provider transfers to your computers hard drive through your Web browser (if you allow) that enables the sites or service providers systems to recognize your browser and capture and remember certain information We use cookies to help us remember and process the items in your shopping cart, understand and save your preferences for future visits, keep track of advertisements and compile aggregate data about site traffic and site interaction so that we can offer better site experiences and tools in the future. We may contract with third-party service providers to assist us in better understanding our site visitors. These service providers are not permitted to use the information collected on our behalf except to help us conduct and improve our business. If you prefer, you can choose to have your computer warn you each time a cookie is being sent, or you can choose to turn off all cookies via your browser settings. Like most websites, if you turn your cookies off, some of our services may not function properly. However, you can still place orders by contacting customer service. Google Analytics We use Google Analytics on our sites for anonymous reporting of site usage and for advertising on the site. If you would like to opt-out of Google Analytics monitoring your behaviour on our sites please use this link (https://tools.google.com/dlpage/gaoptout/)

Do we disclose any information to outside parties?

We do not sell, trade, or otherwise transfer to outside parties your personally identifiable information. This does not include trusted third parties who assist us in operating our website, conducting our business, or servicing you, so long as those parties agree to keep this information confidential. We may also release your information when we believe release is appropriate to comply with the law, enforce our site policies, or protect ours or others rights, property, or safety. However, non-personally identifiable visitor information may be provided to other parties for marketing, advertising, or other uses.

Registration

The minimum information we need to register you is your name, email address and a password. We will ask you more questions for different services, including sales promotions. Unless we say otherwise, you have to answer all the registration questions. We may also ask some other, voluntary questions during registration for certain services (for example, professional networks) so we can gain a clearer understanding of who you are. This also allows us to personalise services for you. To assist us in our marketing, in addition to the data that you provide to us if you register, we may also obtain data from trusted third parties to help us understand what you might be interested in. This ‘profiling’ information is produced from a variety of sources, including publicly available data (such as the electoral roll) or from sources such as surveys and polls where you have given your permission for your data to be shared. You can choose not to have such data shared with the Guardian from these sources by logging into your account and changing the settings in the privacy section. After you have registered, and with your permission, we may send you emails we think may interest you. Newsletters may be personalised based on what you have been reading on theguardian.com. At any time you can decide not to receive these emails and will be able to ‘unsubscribe’. Logging in using social networking credentials If you log-in to our sites using a Facebook log-in, you are granting permission to Facebook to share your user details with us. This will include your name, email address, date of birth and location which will then be used to form a Guardian identity. You can also use your picture from Facebook as part of your profile. This will also allow us and Facebook to share your, networks, user ID and any other information you choose to share according to your Facebook account settings. If you remove the Guardian app from your Facebook settings, we will no longer have access to this information. If you log-in to our sites using a Google log-in, you grant permission to Google to share your user details with us. This will include your name, email address, date of birth, sex and location which we will then use to form a Guardian identity. You may use your picture from Google as part of your profile. This also allows us to share your networks, user ID and any other information you choose to share according to your Google account settings. If you remove the Guardian from your Google settings, we will no longer have access to this information. If you log-in to our sites using a twitter log-in, we receive your avatar (the small picture that appears next to your tweets) and twitter username.

Children’s Online Privacy Protection Act Compliance

We are in compliance with the requirements of COPPA (Childrens Online Privacy Protection Act), we do not collect any information from anyone under 13 years of age. Our website, products and services are all directed to people who are at least 13 years old or older.

Updating your personal information

We offer a ‘My details’ page (also known as Dashboard), where you can update your personal information at any time, and change your marketing preferences. You can get to this page from most pages on the site – simply click on the ‘My details’ link at the top of the screen when you are signed in.

Online Privacy Policy Only

This online privacy policy applies only to information collected through our website and not to information collected offline.

Your Consent

By using our site, you consent to our privacy policy.

Changes to our Privacy Policy

If we decide to change our privacy policy, we will post those changes on this page.
Save settings
Cookies settings